Reklama

Kajakiem nad Bałtyk i z powrotem

Choć na profesjonalnym kajaku wyprawowym dumnie lśni nazwa rodzinnego miasta: „Jarosław”, a nad głową powiewa polska bandera, to nie będzie łatwa wyprawa. Rafał Śwderski wypłynął w niedzielę kajakiem w podróż nad Bałtyk i z powrotem. W drodze powrotnej chce przepłynąć także Wisłę pod prąd.

Przeciętnemu śmiertelnikowi przepłynięcie kajakiem do morza i potem wiosłowanie pod prąd w górę rzeki wyda się na pewno wyzwaniem ponad siły. Fakt, cel jest bardzo ambitny, ale kajak dla Rafała Świderskiego to nie pierwszyzna. Woda towarzyszy mu od dawna. Pierwszy spływ pana Rafała to wyprawa z kolegami z końcowych klas podstawówki na materacach do Ubieszyna, czyli około 25 kilometrów Sanem. Pamięta, że bardzo zmarzli. Od tamtej pory marzył o wyprawie nad morze. Myślał o tratwie, ale nie wyszło. Kolejny plan związany był z kajakami dmuchanymi. Podjął nawet próbę takiej wyprawy z kolegami. – To była mordęga. Płynęliśmy trzy dni. Kajak pękł i wróciliśmy się – opowiada. Potem przyszedł czas na zorganizowane spływy z Wyszatyc do Jarosławia i na Lubaczówce w Radawie. Aż wreszcie wyruszył z Sanoka nad Bałtyk. Udało się, choć wiatr sprawił, że nieraz strach zajrzał w oczy. We znaki dał się też deszcz. – Drugi raz popłynąłem z kolegą. Było trochę łatwiej. Pogodę mieliśmy świetną. Wiedziałem już też, gdzie znaleźć sklepy na trasie – wspomina.

Tym razem będzie jednak znacznie trudniej, bo kajakarz nie tylko chce spłynąć do Bałtyku, a potem na Hel, ale także z powrotem. Taki pomysł zaświtał mu w głowie, gdy pewnego razu spotkał na wodzie Roberta Tomalskiego, który płynął właśnie w górę Wisły. Robert Świderski  w górę Wisły chce dopłynąć aż do Oświęcimia. A potem znów do Sandomierza i w górę Sanu do Jarosławia. Jak długo zajmie taka podróż? – Mam łącznie osiem tygodni urlopu. Kierownictwo poszło mi na rękę i dlatego mogłem to zaplanować – opowiada jarosławianin, który na co dzień pracuje na pogotowiu gazowym. To dla niego – jak podkreśla – dobre zajęcie, bo po nocnym dyżurze zawsze można na drugi dzień popływać kajakiem.  

Kajak, baterie słoneczne i kondycja

Do wyprawy przygotowywał się półtora roku. W dół rzeki pan Rafał pokonywać będzie około 100 km dziennie, aż do Bałtyku. W górę Wisły i Sanu – około 30 km dziennie. Przede wszystkim dysponuje teraz profesjonalnym kajakiem morskim wyprawowym. Kajak ma 5,5 m długości, waży ok. 23 kilogramów, ma pedały, którymi wprawia się w ruch ster, posiada także kilka luków bagażowych, gdzie załaduje namiot, śpiwór, karimatę. A do tego baterie słoneczne do ładowania telefonów i empetrójek. Trzeba było też zabrać trochę żywności, choć podróżnik sporządził listę sklepów, jakie można znaleźć na całej długości trasy. Nie można zapomnieć o wodzie do picia, czy nabojach do kuchenki turystycznej. Jak mówi właściciel kajaka, jest on bardzo zwrotny, ale ważne jest umiejętne rozłożenie ciężaru w lukach. Kajak to jedno, ale do takiej podróży potrzebne jest także profesjonalne wiosło i kondycja. Siłownia jest istotna, ale trzeba wiedzieć, jak ćwiczyć „pod kajak”. Pan Rafał ma domowego „wioślarza”, regularnie biega, pływa na basenie i jeździ na rowerze. Ma za sobą podróż dookoła Polski na dwóch kółkach. Pokonał wtedy blisko 4,5 tys. kilometrów.  

Będzie na trasie słuchał książek

Kajakarz na trasie nie będzie miał wiele okazji do rozmów z ludźmi. Wisła jest przecież szeroką rzeką.– Przeważnie płynie się daleko od ludzi. Czasem trzeba krzyczeć, żeby się porozumieć – mówi. Najwięcej okazji do pogawędek z innymi wodniakami jest przeważnie w Warszawie i okolicach. Na „pokład” jarosławianin zabiera audiobooki i trochę muzyki. Będą mu umilały czas. Zwłaszcza książki. – Lubię czytać, ale na co dzień nie mam na to zbyt wiele czasu. Słuchanie to nie to samo, ale zawsze coś. Zabrałem ze sobą cały zestaw – opowiada. 

Kajak z napisem „Jarosław”

Kajak, którym płynie pan Rafał wyszedł od producenta o nazwie Kazyak. Nosi oficjalną nazwę Rider, ale właściciel nazywa go także Szerszeń. Z racji barw, które na jego życzenie naniósł producent – czarno-żółtych. – Ale nie tylko. Także dlatego, że to taki skurczybyk – uśmiecha się Rafał Świderski. Na kajaku umieścił także herb i nazwę „Jarosław”. Bo, jak podkreśla, chciałby też podczas tej podróży trochę promować swoje ukochane miasto. Kajak ma też maszt, na którym przed wypłynięciem zawisła bandera biało-czerwona.

Hubert LEWKOWICZ

Miejsce zdarzenia mapa Jarosław
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Jerzy A - niezalogowany 2018-06-07 15:44:15

    Rafal, trzymam kciuki za Twoja wyprawe. Oby zdrowia starczylo, bo o reszte chyba nie ma sie co martwic!!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Anna Zielinska - niezalogowany 2018-06-07 23:12:43

    Powodzenia.Wiem że dasz rade

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Gość - niezalogowany 2018-06-08 13:22:07

    Dzisiaj widziany kolo Malborka (Biała Góra - Nogat)

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do