
– Ona dokonała przełomu w polskiej muzyce rockowej. A zespół trzymała w ryzach – tak zmarłą w sobotę 28 lipca wokalistkę zespołu Maanam – Korę wspomina Ryszard Kędzior. Jarosławianin, jako współpracownik Estrady Rzeszowskiej bywał w trasie z Maanamem. Przywoził też kilka razy zespół do Jarosławia. W czasie tych podróży były okazje do długich rozmów.
W 1985 roku zorganizowaliśmy pierwszy koncert Maanamu w Jarosławiu. To był fantastyczny zespół. Pamiętam, jak autosanem przemierzaliśmy drogę z Rzeszowa do Jarosławia. Kora była bardzo sympatyczna, ale jedocześnie rygorystyczna. Zespół trzymała w ryzach. Gdy ona coś powiedziała, stawali na baczność. W pewnym momencie panowie zaczęli w autobusie zbyt głośno się zachowywać. Poszła na tył autobusu, puściła wiązankę. Cisza była do Jarosławia. Nawet Marek Jackowski, mąż Kory, też się dostosował do tego – opowiada Ryszard Kędzior.
Pan Ryszard z Korą na koncerty na terenie dzisiejszego Podkarpacia podróżował 10 razy. Były to okazje do długich rozmów. Łączyła ich miłość nie tylko do muzyki, ale także do zwierząt. – Jeden z jej zwierzaków miał na imię Amy. A pamiętam, że bardzo ceniła muzykę Amy Winehouse. Kochała zwierzęta, ale też kochała ludzi. Człowiek był dla niej najważniejszy, na drugim miejscu były zwierzęta – opowiada jarosławianin. Raz tylko w tych rozmowach Kora wspomniała o swoim trudnym dzieciństwie, w czasie którego trafiła w domu dziecka w Jordanowie. Pomimo tych doświadczeń udało się jej osiągnąć tak wiele. – Była bardzo zdyscyplinowana – wspomina Ryszard Kędzior.
Kora zdejmuje kapelusz
Kora mówiła do niego „Ricardo”, podobnie jak do członka zespołu Maanam, który także miał na imię Ryszard. – Ja do niej na początku zwracałem się „pani Olgo” – uśmiecha się. W kolekcji Ryszarda Kędziora było wiele płyt Maanamu z dedykacjami Kory. Ale z czasem je porozdawał i dziś już niewiele z tego zostało. Został mu na pewno winyl, na którym gościnnie zagrał Tomasz Stańko. Jazzman odszedł dzień po Korze. – On bardzo Korę cenił jako wokalistkę – opowiada Ryszard Kędzior, który miał okazję także poznać tego wybitnego jazzmana, pochodzącego zresztą z Rzeszowa.
– Kiedy jechaliśmy na jeden z koncertów, Kora powiedziała mi, żebym oglądał w następnym czwartek MTV, bo tam będzie ich utwór. To były czasy, gdy pojawienie się w MTV było naprawdę wielkim sukcesem. I faktycznie, jako jeden z pierwszych polskich zespołów Maanam tam zaistniał – opowiada jarosławianin. – Kora to dla mnie wielka postać. Trzeba było czasem uważać na słowa, bo jak się zezłościła, to było źle. Była bezpośrednia. Byłem już ostrożny, gdy wysłuchałem rozmów z innymi dziennikarzami – opowiada pan Ryszard. Podkreśla, że Kora była także piękną kobietą i potrafiła dbać o swój wizerunek sceniczny. – W 1985 roku była ostrzyżona na zero. W autobusie zdjęła z głowy kapelusz, a ludzie na ulicy przystawali i patrzyli. Wtedy nikt nie widział takich fryzur u kobiet –opowiada jarosławianin. Zresztą, nie tylko w Polsce. Kora taką fryzurę miała długo przed Sinead o’Connor. Była prekursorką pewnych zjawisk w modzie.
– Wywróciła rock w Polsce do góry nogami. Zrobiła to wcześniej niż Grzegorz Ciechowski. Była bardzo perfekcyjna. Przed koncertem wchodziła do garderoby i mówiła „Ricardo, proszę żeby mi nikt nie przeszkadzał” – wspomina Ryszard Kędzior. – Kiedy usłyszałem, że odeszła był to dla mnie smutna wiadomość. Wiedziałem, że choruje, ale wiadomość o jej śmierci była trudna do przyjęcia – dodaje.
Muzyka Kory pozostanie
Gdy rozmawiamy, wspominając spotkania z Korą, pan Ryszard pyta, czy nie chciałbym pogadać ze znanym dziennikarzem muzycznym Bogdanem Fabiańskim, który z Korą miał bardzo dobre relacje. No, pewnie! Bogdan Fabiański, dziennikarz znany z kultowego Studia Gamma w Programie I Polskiego Radia, Programu II Polskiego Radia, obecnie Radia dla Ciebie, odbiera od razu telefon od Rysia, jak zwraca się do jarosławianina. Pytamy o to, jaką Kora była rozmówczynią. – Zetknąłem się z Korą już w drugiej połowie lat siedemdziesiątych. Przychodziła do mnie na wywiady. Kora ceniła dziennikarzy, którzy mieli jakąś wiedzę. Była bardzo otwarta i szczera. Mam nadzieję, że doceniała moje dziennikarstwo, a może była to sympatia. W tamtych latach bardzo mocno przyjaźniłem się też z Markiem Jackowskim, zresztą ta przyjaźń trwała do ostatniej chwili. Chyba miałem u Kory jakieś względy. Mogłem z nią rozmawiać w cztery oczy tuż przed koncertem, co się nie zdarzało często. Mogłem też wejść do jej garderoby. Na ostatnie wywiady przychodziła ze swoją suczką, która biegała, a myśmy spokojnie rozmawiali na wszystkie tematy, nie tylko muzyczne, ale i życiowe – wspomina Bogdan Fabiański. Jak dodaje, odejście Kory to prawie koniec epoki. – Jeszcze kilku twórców z tamtego okresu działa i cały czas tworzy. Nie zamknęli do końca tej epoki. Kora na początku kojarzyła się z muzyką punkową, postpunkową, nowofalową, a z tamtej epoki pozostały zespoły bliższe muzyce czysto rockowej – dodaje. Rozmawiamy też o tym, że to czarny tydzień dla polskiej muzyki, bo dzień po Korze zmarł Tomasz Stańko. – Artyści odchodzą. Choroby, które nas dotykają, powodują, że odchodzą ludzie nie tylko w wieku sześćdziesięciu lat, ale i czterdziestu kilku. Muzyka Kory pozostanie i będzie inspiracją dla następnych pokoleń. Mam nadzieję, że tak się stanie – podkreśla znany dziennikarz muzyczny.
Hubert LEWKOWICZ
Fot. Hubert Lewkowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Doczytałam do "...A pamiętam, że bardzo ceniła muzykę Amy Withouse" i zrezygnowałam z dalszej lektury niestety.
Dziękuję za uwagę. Poprawiłem już pomyłkę.