
– Czasami się śmieję, że Pan Bóg, kiedy mnie tworzył, zgarnął ze stołu resztki, które mu zostały i je pozlepiał – śmieje się pani Barbara. Skok na bungee ma już za sobą, więc teraz marzy o skoku ze spadochronem. Na co dzień dba o formę, trenując wraz z mężem karate kyokushin. A oprócz tego gra w teatrze, śpiewa, tworzy lalki, które pomagają dzieciom. I szyje. Można powiedzieć, że ubierał się u niej cały poczet królów polskich. Bo to właśnie ona uszyła stroje dla władców, którzy dumnie szli w jarosławskich Orszakach Trzech Króli.
Dla Barbary Gembrowicz święta Bożego Narodzenia są bardzo ważne. To czas rodzinny, ale też czas wykonywania ozdób, stroików, czas pachnący świecami z wosku. Pani Barbara, która dziś mieszka w Jarosławiu, wywodzi się z rodziny kobiet mających dar do szycia. Wychowywała się w Pełkiniach. Do dziś ma w domu starą maszynę babci, a w pamięci fartuszki, której na tej maszynie powstawały. Z kolei mama była zawodową krawcową, dlatego pani Basia, choć było to w czasach szarego i ponurego PRL-u, wzrastała wśród barwnych materiałów, które klientki mamy gdzieś zdobywały. Pamięta też kolorowe zdjęcia z żurnali.
– Ktoś je przywoził ze Stanów czy z Niemiec. Z siostrami siedziałyśmy i patrzyłyśmy na to jak oczarowane
– opowiada.
Dziury w rajtuzach
Któregoś dnia mała Basia sama zapragnęła zostać klientką mamy. Obcięła zasłonę i z nadzieją wcieliła się w swoją pierwszą w życiu rolę. Została klientką zakładu krawieckiego. Jak łatwo się domyśleć, mama nie była szczęśliwa, a i zasłona nie nadawała się już do użytku.
– Pamiętam też, jak wycinałam sobie dziury w rajtuzach, które były wystane w kolejkach
– wspomina. A było to w czasach, kiedy dziury w ubraniach były jeszcze awangardą, a nie standardem. Potem szyła sobie sukienki z barwionej tetry. W końcu poszła do odzieżówki, ale do klasy dziewiarskiej, z myślą o pracy w Jarlanie. To okazało się kompletnie nietrafionym wyborem. Po krótkim epizodzie z zakładem krawieckim postanowiła, że będzie się kształcić w innym kierunku, by nigdy nie musieć wcześnie wstawać do pracy.
Najbardziej kocha Jana III Sobieskiego
Ukończyła marketing i zarządzanie i dziś pracuje jako kadrowa. Artystyczna dusza odezwała się w niej, gdy synom szyła stroje na szkolne przedstawienia. W Jarosławiu nie ma możliwości wypożyczenia takiego stroju, więc trzeba było sobie radzić samemu. Bo skąd nagle wziąć kostium Krecika? Dzieci podrosły, ale artystyczne zacięcie już zakiełkowało. Pojawił się decoupage, ozdoby choinkowe i wielkanocne. Pani Barbara zapisała się do grupy rękodzielniczej w ówczesnym Miejskim Ośrodku Kultury w Jarosławiu. Przełomowy był też jarosławski Orszak Trzech Króli.
– Mąż powiedział mi, że ksiądz Surowiec poszukuje chętnych do pracy. Myślę sobie, czemu nie? Poszłam do księdza i powiedziałam, że spróbuję
– opowiada pani Barbara. Zaczęła od prostych zadań, ale potem przyszła pora na skok w głęboką wodę. Kiedy ksiądz prałat Andrzej Surowiec postanowił do Orszaku Trzech Króli włączyć królów Polski, to właśnie ona zajęła się szyciem strojów dla tych postaci. Tak powstała cała kolekcja strojów królewskich. Można powiedzieć, że u Barbary Gembrowicz ubierali się Mieszko I i Dobrawa, królowa Jadwiga, król Władysław Jagiełło, Kazimierz Wielki. – Mój ukochany strój to strój króla Jana III Sobieskiego – mówi pani Basia. Żeby zrobić taki strój, trzeba spędzić długie chwile na poszukiwaniach. – Teraz wszystko można znaleźć w internecie – uśmiecha się projektantka i wykonawczyni królewskich strojów. Choć, jak podkreśla, nie jest to odwzorowywanie, a jedynie inspirowanie się autentycznymi ubraniami. Pamiętać też trzeba o tym, że Orszak odbywa się w zimie, a więc istotny jest dobór materiałów, by noszący te kostiumy nie zmarzli. Przez lata spod jej palców wyszły stroje wielu, wielu postaci. Szyje te kostiumy nawet teraz, choć pandemia COVID-19 po raz drugi nie pozwoli na Orszak Trzech Króli z rozmachem, do jakiego się przyzwyczailiśmy. Odprawiona zostanie Msza św. z udziałem barwnie ubranych postaci.
Mądzik i Muskała biją jej brawo
W życiu twórczyni królewskich strojów zawsze gościła też muzyka. Jako dziewczyna śpiewała w znanym jarosławskim zespole Ad Rem, a potem w zespole w Niemczech, gdzie przez jakiś czas pracowała i uczyła się. To pozwoliło jej pokochać występy publiczne. Gdy ponad pięć lat temu przeczytała ogłoszenie, że zawiązuje się kierowany przez Pawła Srokę Teatr Kąt, postanowiła spróbować. Chciała wesprzeć ten teatr, przygotowując stroje, ale okazało się, że szybko pochłonęło ją aktorstwo.
– To jest coś, co poczułam i co sprawia mi olbrzymią frajdę
– mówi Barbara Gembrowicz. Przygotowali do tej pory cztery spektakle. Doczekali się też nagród za te przedstawienia. We wrześniu tego roku zajęli I miejsce w Stalowej Woli. Ze spektaklem „Tańce w Ballybeg”, w którym Barbara Gembrowicz gra Cristinę, wygrali Międzypokoleniowe Spotkania Teatralne „Relacje”. Za rolę Cristiny jarosławska aktorka otrzymała też nagrodę indywidualną. Jednak to komplementujący jej grę jurorzy – aktorka Gabriela Muskała, krytyk teatralny Wojciech Drewniak i jeden z największych polskich twórców teatralnych – prof. Leszek Mądzik – były nagrodą najcenniejszą.
Lalki, które pomagają dzieciom
Niedawno odkryła jeszcze jeden, kto wie czy nie najcenniejszy, aspekt swojego artystycznego zacięcia i swojej pasji. Pani Barbara podjęła współpracę z warszawską psycholog, która poprosiła ją o wykonanie lalek na warsztaty terapeutyczne dla dzieci. Lalki musiały spełniać określona kryteria, mieć konkretny wyraz twarzy, kolory.
– To wymagało mnóstwo pracy, ale fakt, że te lalki są asystentami terapeutów, to wartość najważniejsza
– zaznacza. Świadomość, że te lalki pomagają dzieciom w poradzeniu sobie z jakimiś problemami, jest nie do przecenienia.
Hubert LEWKOWICZ
Fot. Zbiory Własne
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie