
Mieszkańcy osiedla w Makowisku w gminie wiejskiej Jarosław dopominają się o plac zabaw. Oznajmili o tym wójtowi na spotkaniu, które nie tak dawno odbyło się w świetlicy wiejskiej, a głównym jego tematem była niechciana inwestycja – budowa fermy kurzej. – To karykatura placu zabaw. On zagraża bezpieczeństwu dzieci i dorosłych – mówił po spotkaniu Marek Kisielewicz, który mieszka w sąsiedztwie miejsca przeznaczonego do zabaw dzieci.
Makowisko to miejscowość podzielona na dwie części: wioskę i osiedle. Każda z nich ma swój plac zabaw: mały przy szkole i większy na osiedlu. Oddzielone są one od siebie o 3 kilometry. Niestety ten drugi wygląda tak, jakby władze gminy o nim zapomniały, a mieszkańcy tu nie zaglądali. Jednak mieszkańcy osiedla twierdzą, że toczy się tu codziennie życie. W dzień dzieci próbują skorzystać z reliktu przeszłości, wieczorami zasiada tu starsze towarzystwo, po którym pozostają butelki, również rozbite. Dlaczego dzieci nie bawią się na palcu zabaw przy szkole? – Ten plac jest większy. Poza tym każdy przebywa w obrębie swojego miejsca zamieszkania. – Moje dzieci tu przychodzą, bo mieszkamy obok. Gdzie mają się bawić? Co jakiś czas koszę tu trawę, biorę ciągnik z klubu, bo tam pomagam i przy okazji koszę ten plac zabaw. Inaczej byłaby tu trawa po pachy. Staram się też naprawiać te urządzenia, ale nie mam narzędzi do spawania – kontynuuje M. Kisielewicz.
Wójt obiecał plac zreperować
Mieszkający w tej części wioski Grzegorz Półtorak twierdzi, że te urządzenia są w takim stanie, że nie nadają się do zabawy: – Dzieci mogą sobie zrobić tu krzywdę – podkreśla. – Niestety, władze gminy muszą tu zainwestować. Tutaj dla młodzieży nic nie ma. Co oni mają robić? Przychodzą na taki plac i przesiadują. Jedni tylko piją piwo, śmieją się i rozmawiają, a inni dewastują. A potem leżą porozbijane butelki.
Mieszkańcy twierdzą, że kiedyś było tu pięknie. – To jest głównie środowisko popegeerowskie. Nieopodal był duży park, plac zabaw, przedszkole i tam się wszyscy mieszkańcy spotykali. Było dużo ławek, w tej chwili jest to prywatny teren. Gdzie mają więc pójść? Przychodzą tu. Jedni posiedzą spokojnie, inni zniszczą urządzenia – wspomina pani Kisielewicz.
Mieszkańcy zażądali od wójta, by przeznaczył pieniądze na naprawę tego palcu. Roman Kałamarz obiecał, że sprawą się zajmie. Zobligował do tego, również sołtysa i radnego.
EKZ
fot. Ewa Kłak-Zarzecka
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie