Reklama

Rowerami do Santiago

19/02/2019 12:47

Kiedy tylko mogą wsiadają na rowery i jadą. W ten sposób zwiedzili już kawał świata. Panią Celinę i pana Mariusza łączy nie tylko małżeństwo i rodzina, ale także wspólna pasja podróżowania. Teraz planują podróż do Santiago de Compostela w Hiszpanii. Jak mówią, to w pewnym sensie ukoronowanie ich podróżowania na dwóch kółkach.

Na rowerach dotarli już w wiele pięknych miejsc. Na przykład do Turcji. Wsiedli pod swoim blokiem w Jarosławiu i tak dotarli aż do celu. Dziennie pokonują około stu kilometrów. – Reguły nie ma. Nie jedziemy tylko po to, by zaliczyć, ale po drodze chcemy coś zobaczyć, być z ludźmi. Nie śpieszymy się. Jeżeli po drodze napotykamy ciekawe miejsca, to się po prostu zatrzymujemy – opowiada Mariusz Turek. Miejsc postoju nie planują, ale trasa wytyczana jest już na długo przed podróżą. Od tego zaczyna się przygotowanie do każdej wyprawy. Śpią na kempingach lub na dziko, bo w niektórych krajach jest to dozwolone. Bardzo często spotykają się z ogromną życzliwością ludzi. Tak było na przykład na Ukrainie. – Przyjmowali nas w domach, przynosili jedzenie. Gorącą kukurydzę, jabłka – wspomina Celina Zymkowska-Turek, emerytowana nauczycielka Szkoły Podstawowej nr 11 z Oddziałami Integracyjnymi w Jarosławiu. W tej samej szkole pracuje pan Mariusz.

Składakiem po Armenii

Rowerem pokonywali wspólnie drogi na Ukrainie, w Rumunii, Bułgarii, Turcji, Grecji, Serbii, Chorwacji, na Węgrzech, Słowacji, we Włoszech, Słowenii, Armenii, Hiszpanii i Portugalii. – Hiszpanię kochamy, bo nigdzie tak bezpiecznie się nie czujemy na rowerze jak tam. Kierowcy przepuszczają, nigdy nie wyprzedzają na podwójnej ciągłej czy na zakręcie. Ale już w Portugalii byli kierowcy z taką ułańską fantazją jak u nas. Śmialiśmy się, że chyba się zakładają, kto przejedzie bliżej nas – wspominają państwo Turkowie. Co ciekawe, po Armenii jeździli na składakach, które zabrali ze sobą do samolotu. Było ciężko, bo to górzysty kraj, w którym przełęcze są na wysokości 2 tys. m n.p.m., ale dali radę! Podróżnicza pasja sprawia, że wyjeżdżają także bez rowerów. W taki sposób zwiedzili 30 krajów. Dotarli m.in. do Dominikany, Jordanii i Iranu. Wszędzie najcenniejszy był kontakt z ludźmi. – Jeśli ktoś by zapytał, gdzie są najbardziej gościnni i życzliwi ludzie, to powiedziałbym, że w Iranie. Ludzie boją się tam jeździć, a my widzieliśmy mnóstwo kościołów i synagog. Byliśmy tam w okresie ramadanu, myśleliśmy, że będziemy musieli chodzić o głodzie. Ależ skąd! Ludzie zapraszali nas do domu, częstowali potrawami, mimo że sami powstrzymywali się od jedzenia – mówi pan Mariusz.

Najważniejszy jest kontakt z ludźmi

Ludzie do nas lgnęli tak, że czasami chcieliśmy już od tego odpocząć. W autobusie kierowca powiedział, że nas nie wypuści, bo musi nas ugościć w domu – dodaje jego żona. – Staramy się dopasować do otaczającej nas rzeczywistości, bo to my jesteśmy gośćmi. Ale z drugiej strony, wszyscy, których spotykamy są w pewnym stopniu odpowiedzialni za nas, bo to my jesteśmy u nich w odwiedzinach i ufamy im całkowicie, powierzając nasz los w ich ręce. Nawiązuje się jakaś nić porozumienia. W Turcji jechaliśmy szeroką drogą, w pewnym momencie zatrzymał się kierowca tira i bez słowa dał nam dwie butelki wody – opowiada inną historię pan Mariusz. W Bułgarii z kolei spotkali byłego wojskowego, który opowiadał im, jak pracował na Kubie i bywał w barze, który odwiedzał Ernest Hemingway, a także jak w Polsce brał udział w zawodach szybowcowych. Takich spotkań było bardzo dużo.

Pomysł na podróż do Santiago de Compostela zrodził się podczas wojaży po Hiszpanii. Wtedy to państwo Turkowie zobaczyli ludzi wędrujących z muszlami św. Jakuba. Wiedzieli, że to pielgrzymi wędrujący do Santiago. Po powrocie zainteresowali się bliżej całą historią związaną z Camino de Santiago, także podkarpackim odcinkiem tego szlaku, którego bardzo ważnym punktem jest Jarosław, gdzie znajdują się dwa słupki wskazujące kierunek i liczbę kilometrów do celu. – Zaczęliśmy się zastanawiać, czy tam nie pojechać. Zaczęliśmy o tym z żoną rozmawiać – opowiada Mariusz Turek. Udało mu się skumulować urlop z dwóch lat, co umożliwi dotarcie i powrót. – Bardzo dziękuję mojej pani dyrektor Ewie Leniar za pomoc i życzliwość. Naprawdę bardzo mi pomogła i to dla mnie wiele znaczy. Bez tego by się nam to nie udało – podkreśla Mariusz Turek.

 

Rzeczy najpotrzebniejsze

Jeżdżą rowerami, bo – jak mówią to najlepszy środek lokomocji. – Pomijając kwestię ekologii, najfajniejsze jest to, że rowerem możemy pokonać stosunkowo duże odległości w porównaniu do piechura, ale nie jesteśmy odgrodzeni od otoczenia karoserią samochodu. W każdej chwili możemy się zatrzymać, porozmawiać, pozdrowić kogoś. Świat obok przesuwa się dużo wolniej – mówi jarosławianin. Rowerowe wyprawy na tak długie trasy wymagają przygotowania kondycyjnego. Pan Mariusz na rowerze porusza się właściwie wszędzie, łącznie z dojazdem do pracy. Jego żona, gdy tylko temperatura zrobi się sprzyjająca, wsiada na rower i codziennie pokonuje około 30 kilometrów w okolicach Jarosławia. To takie minimum, które pozwala utrzymać mięśnie w stanie, który pozwoli na późniejsze podróżowanie na dwóch kółkach. Gdy zbliża się wyprawa, zaczynają od listy rzeczy. Oczywiście, potem następuje ostra selekcja, by w sakwach znalazły się tylko rzeczy najpotrzebniejsze. A najpotrzebniejsze rzeczy to m.in. śpiwór i namiot, bo zapewniają możliwość regeneracji, tradycyjne mapy, które są specjalnie przygotowywane, by nie uległy zniszczeniu, panel słoneczny do ładowania telefonu z nawigacją. Wyprawa planowana jest też od strony finansowej. Bardzo przydatny w planowaniu wydatków jest internet, gdzie można sprawdzić ceny produktów w sieciach marketów.

Może odnajdziemy coś w sobie

Ruszają 13 czerwca. – Nie jesteśmy przesądni – uśmiecha się pani Celina. Na dotarcie do Santiago, a potem do Madrytu, skąd ruszą samolotem do Rzeszowa, mają dwa i pół miesiąca. Bilety na lot z Madrytu mają wykupione na 22 sierpnia. Muszą brać poprawkę na teren górzysty i kilka miejsc, w których chcieliby się zatrzymać po drodze. Pojadą przez Słowację, Węgry, Słowenię, północne Włochy, południową Francję i Hiszpanię. W planie jest m.in. odwiedzenie po drodze Andory, a wcześniej Lazurowego Wybrzeża z Saint-Tropez. – Chcemy zobaczyć, gdzie był żandarm – śmieje się Mariusz Turek, nawiązując do słynnej serii filmów z Louisem de Funès w roli głównej.

Dlaczego jadą do Santiago? Chcą zobaczyć, co ludzie tam znajdują. – To nie jest możliwe, żeby tyle osób przez tak długi czas tam chodziło i niczego nie znajdowali. Każdy znajduje pewnie coś innego Chcemy to poczuć – tłumaczy pan Mariusz. – Są ludzie, którzy idą tam, by zaliczyć szlak. Są tacy, którzy mają własne intencje. My chcemy to zobaczyć, może coś odnajdziemy w sobie, może wrócimy trochę inni. Tym razem liczy się nie cel, ale droga, która do tego celu prowadzi. W pewnym sensie będzie to ukoronowanie naszych wypraw rowerowych, które zaczęły się od wypadów z namiotem w Bieszczady – mówi.

Hubert LEWKOWICZ

FOT. Zbiory Własne

Camino de Santiago

Camino de Santiago, czyli Droga Świętego Jakuba to od czasów średniowiecza jeden z najważniejszych szlaków pielgrzymkowych. Jego celem jest Santiago de Compostela w hiszpańskiej Galicji, które obok Jerozolimy i Rzymu było i jest jednym z najliczniej odwiedzanych przez pielgrzymów miast. W tamtejszej katedrze ma się znajdować grób św. Jakuba Apostoła. Szlak oznakowany jest muszlą i żółtymi strzałkami. Nie ma jednak jednej trasy, a pielgrzymi docierają do miasta z różnych stron. Oznakowany jest też podkarpacki odcinek Drogi Świętego Jakuba. W Jarosławiu stoją dwa słupki z podaną liczbą kilometrów, która pozostała do Santiago. Jeden znajduje się na Małym Rynku, drugi na terenie PWSTE, gdzie można także uzyskać pieczątkę do książeczki pielgrzyma.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo EkspresJaroslawski.pl




Reklama
Wróć do