Reklama

Twoje życie w twoich rękach leży

07/11/2017 09:44

Pogodne, uśmiechnięte, pełne energii. Śmiech jest ich atutem. Aż trudno uwierzyć, że każda z nich przeszła przez traumę, ból, cierpnie i przerażenie. I pytania, które spędzały sen z powiek: „Co dalej? Jak z tym żyć?, „Jak długo?”.

Przychodziły przybite, zmęczone chorobą i życiem. Przychodziły same. Przyprowadzały je córki, koleżanki, znajome. – Siedziałam w szkolnej bibliotece przy biurku. Przyszła w zaciągniętej na czoło wełnianej czapce. Nieśmiało zapytała: „Czy ja trafiłam do Amazonek?”. Podniosłam głowę i przytaknęłam. I nagle usłyszałam: „Boże, moja profesorka Zadorożna też ma raka?!” To była moja uczennica. I pytała: „Co będzie?”. A ja odpowiadałam: „Nic nie będzie, będziemy się spotykać, bawić, śmiać, żyć”. Dziś jest ona duszą towarzystwa – mówi Marta Zadorożna. Pani Marta wspomina inną koleżankę. – Przyszła z podkurczoną ręką, uczesać się nie mogła. Ćwiczyłyśmy codziennie. Do granicy bólu. Do łez. Płakałam z nią, bo wiedziałam, że sprawiam jej ból. Dziś… może podnosić ręce. Jest w świetnej formie. W wieku 63 lat wyszła za mąż, wyjechała z Jarosławia. Ale z nami jest sercem i duchem. Dzwoni, odwiedza. U Amazonek najważniejsze są ćwiczenia i wsparcie. I my to robimy. Czasami dziewczyny zżymają się, rozplotkowane nie chcą się przebierać. Ale wtedy ja wkraczam i nie mam litości – śmieje się pani Marta.

Bez niej nie byłoby klubu

Pani Marta Zadorożna i pani Danuta Banach w jarosławskim Klubie Amazonek są najdłużej. Od 6 marca 2003. Obie uczestniczyły w pierwszym spotkaniu założycielskim. – Zadzwoniła do mnie znajoma pielęgniarka, pani Helena Marmurowicz. Zaprosiła na spotkanie. Poszłam tam. Od razu powiedziała, że będę to prowadzić. Nie miałam odwagi, ale wybrali mnie – mówi pani Marta, wysportowana, elegancka blondynka, emerytowana nauczycielka wychowania fizycznego i bibliotekarka. Wszystkie panie podkreślają, że bez niej nie byłoby klubu: – To jest ta, co nigdy nie opuszcza spotkań. I zawsze jest zorganizowana, przygotowana, gotowa do działania, zdeterminowana. Do tego uśmiechnięta i pełna optymizmu – mówi pani Danusia i zaczyna opowiadać swoją historię. – Byłam zielona w tematach onkologicznych, nie wiedziałam, co robić po chemii. Czasem przeczytałam coś w prasie, czasem córki coś przyniosły. Bardzo chciałam uczestniczyć w spotkaniach amazonkowych. Chciałam spotkać się z kobietami po przejściach. Ale gdy byłam operowana, w Jarosławiu nie było klubu – opowiada. – Właściwie to moja siostra usłyszała informację w Radiu Fara, że będzie spotkanie organizacyjne. I przyszłam do siedziby Amway przy ulicy Grodzkiej. Było nas kilka. To było po dwóch latach od operacji. Już w tym dniu dowiedziałam się, że mogę mieć dodatek pielęgnacyjny, a to było istotne dla mnie. Miałam 46 lat i niską rentę. Zaczęłyśmy się spotykać. Od koleżanek dowiadywałam się, jak się leczą, u kogo. I tak trwam do dzisiaj. Dla mnie to jest bardzo ważne – podkreśla pani Danusia. – Wszyscy w domu wiedzą, nawet wnuczęta, że babcia ma w poniedziałki święto, że wtedy są Amazonki. – Wnuki początkowo pytały, co to jest Amazonka? Wytłumaczyłam dosłownie. Wyjęłam protezę. I powiedziałam: „To jest to, czego babcia nie ma” – opowiada.

Prosiłam o parę miesięcy życia

Pani Danusia przeszła ponownie przez chorobę. – Nie przeżywałam już tego tak bardzo, bo byłam z dziewczynami. Nawet po operacji była taka mała impreza, upiekłam paszteciki. Po pierwszej operacji prosiłam tylko o parę miesięcy życia.  A tu zobaczyłam dziewczyny, podobne do mnie. Zobaczyłam - Marta jest dużo wcześniej operowana - że one żyją. To dlaczego ja mam płakać? – zadawałam sobie pytanie.

Marta Moskwa, plastyczka, spotkania w klubie dzieli z malowaniem. Jest siedem lat po operacji. Do klubu trafiła dzięki psycholog, koleżance z zakładu pracy, pięć lat temu. – Ona mi powiedziała: „Twoja koleżanka z klasy Marta Zadorożna, prowadzi taki klub”. Nie chciałam pójść, bo nie chciałam tego rozwlekać, mówić o tym. Ale spotkałyśmy się wstępnie z Martą w kawiarni. I przyszłam. Marta ma przygotowanie gimnastyczne. Potrafi pokierować tą naszą aktywnością fizyczną. Wspomaga to nasze leczenie pooperacyjne. Uwielbiam te nasze spotkania, choć ostatnio chcę trochę pomalować, więc opuszczam więcej. Ale tu jest tak radośnie, przyjemnie. Mamy bardzo dużo nowych osób. Przerażające jest tylko to, że są coraz młodsze. Ale jakoś się trzymamy. I patrzymy w przyszłość. Dzięki tym spotkaniom, potrafię podtrzymać na duchu na odległość moje dwie koleżanki, które mają problemy nowotworowe – opowiada pani Marta Moskwa.

Bogumiła Husar po operacji jest sześć lat. Do klubu trafiła pół roku po niej. – Moja pani onkolog zaproponowała, żeby się spotykać z Amazonkami. Córka w internecie wyszukała mi telefon. Nasza Martusia była akurat z grupą na kijkach. I zaraz przyszłam. I staram się przychodzić. Sporadycznie opuszczam. Przyprowadziłam jedną koleżankę, drugą. Czuję się tu bardzo dobrze.

Umarły na własne żądanie

– Moje dziewczyny mówią, że mój optymizm i radość życia daje im wiarę, a ja z kolei czerpię to od nich. To jest fantastyczne. Jestem szczęśliwa, jak na nie patrzę, że one chcą rozmawiać, chcą być ze sobą. Czasami jest jak w ulu. Zaczynam się rozbierać, bo strój mam zawsze, i mówię, że poćwiczymy, a tu niechęć. I pytam wówczas: „Która nie chce?”. A tu las rąk. Wtedy tłumaczę, że musimy w każdy poniedziałek godzinę ćwiczyć. A nasza koleżanka Marysia mówi mi: „Gdzieś mam to ćwiczenie, ja tu przyszłam pogadać”. A ja straszę, że nie przepuszczę do następnej klasy, że obniżę zachowanie. I tak sobie żartujemy – śmieje się. – Wiemy jednak, że ćwiczenie jest bardzo ważne. Jeśli się nie ćwiczy, to robią się zrosty i robi się przykurcz – dodaje.   

Pani Marta potrafi pedagogicznie podejść do swoich dziewczyn. A ma ich w Klubie Amazonek 32, z Jarosławia i okolicznych miejscowości, nawet spoza powiatu jarosławskiego. – Osiem zmarło. I to co zawsze podkreślam – umarły na własne żądanie, tylko dlatego, że wszystkie za późno zgłosiły się do lekarza. To już był trzeci, czwarty stopień rozwoju choroby. Mimo że była chemia, mimo że była radioterapia. To jest właśnie ciemniejsza strona naszego stowarzyszenia. Teraz mamy koleżankę, która zaprząta moją głowę 24 godziny na dobę – mówi pani Marta.

Pani Bogusia: – Przyjdą te nowe, coraz młodsze. Popłaczą. Pocieszamy je – mówi.

Pani Danusia: – Takie wyrzucenie emocji też jest potrzebne. A potem i te nowe osoby widzą, że mija tyle lat od operacji, a my żyjemy, śmiejemy się, bawimy. I taka nadzieja samoistna się wzbudza. To leczy. Ale jednak są dziewczyny z depresją, do których nic nie dociera. Przez które trudno się przebić. 

Słoneczniki w Częstochowie

Pani Marta podkreśla, że największą jej radością jest to, że koleżanki mówią o tym, że wróciła im wiara w życie. – „Nawet, jeśli będę miała jakieś badania, to muszę to przezwyciężyć” – mówią. Na naszej stronie mamy zakładkę „Nasze historie”. Pisze tam nasza koleżanka, która jest po czwartej chemii. Chemia, to jest coś tak wyniszczające. Traci się nie tylko włosy, ale działa to na psychikę i ogólny stan zdrowia. Chemia niszczy komórki nowotworowe, ale niszczy też zdrowe komórki. To jest fizyczny, niewyobrażalny ból. I ona pisze, że pani doktor kazała jej żyć. I przyjeżdżać na chemię. I przychodziła tu do nas w czapeczce. I odważyła się ściągnąć ją i powiedzieć: „Zobaczcie jak wyglądam”. To jest dowód na to, jak jesteśmy sobie bliskie. I to jest piękne – tłumaczy.

Panie z Klubu Amazonek działają aktywnie. Kupiły kijki, uprawiały Nordic Walking. Brały udział w kilkukilometrowych marszach. – Ale czasu się nie zatrzyma. Nie wszystkie są sprawne już teraz – wzdycha pani Marta i podkreśla, że pomysłów na wspólne spędzenie czasu nie brakuje jednak. To wymyślą spotkanie inauguracyjne połączone z małą imprezą, to spotkanie opłatkowe, pikniki na prywatnych działkach. To wycieczka na Roztocze, na Lubelszczyznę czy kolejna planowana w Świętokrzyskie. I najważniejsze wydarzenie w roku – pielgrzymka Amazonek z całej Polski do Częstochowy: – Tam jest przegląd wiekowy. I ten las rąk ze słonecznikami, te kobiety po przejściach, wielu przejściach, które zarażają optymizmem – mówi pani Bogusia Husar.  

Twoje życie w twoich rękach leży

Jarosławskie Amazonki podtrzymują się wspólnie na duchu, wspierają, ale swoim optymizmem zarażają społeczeństwo. Biorą udział w różnego rodzaju konferencjach, w ulicznej akcji bezpłatnych badań tzw. „Ulicy Zdrowia”.  – Od tego roku pożyczam w naszej jarosławskiej uczelni fantomy piersi. I to wzbudza zaufanie. Nie musimy zaczepiać kobiet, same podchodzą, są zaciekawione, próbują badać te piersi, a my uczymy samobadania – tłumaczy pani Marta. Pani Marta zapraszana jest do wygłaszania wykładów o chorobie nowotworowej i samobadaniu. Cieszą się one dużym zainteresowaniem. Prowadzi również lekcje w maturalnych klasach w szkołach średnich. – Sama wpraszam się do szkół. Spotykam się z dziewczynami w małych grupkach. I mówię im, że cieszę się, że jest ich tak mało, bo mogę każdej z nich popatrzeć w oczy. I widzę, że one mnie słuchają. I wtedy mówię im: „Twoje życie w twoich rękach leży”. Uczę ich samobadania piersi. I druga rzecz: mówię im, jak żyć, by nie wejść do tej grupy podwyższonego ryzyka. I podkreślam: „Jesteś tym, co jesz”. Zdarza się, że po lekcji podchodzi dziewczyna i opowiada o swoim problemie. Czasami mam z nimi kontakt. Jedna z takich dziewczyn jest już po operacji – mówi pani Marta.

Marta Zadorożny w 2008 roku została uhonorowana Nagrodą Burmistrza Miasta Jarosławia „Jarosławem” w dziedzinie ochrony zdrowia.

Klub Kobiet po Mastektomii „Amazonki” działający w Stowarzyszeniu Jarosławskie Amazonki spotyka się w poniedziałki o g. 15.00 w Szkole Podstawowej nr 1 im. Królowej Jadwigi przy ul. 3 Maja w Jarosławiu. Pani Marta Zadorożny, prezes Stowarzyszenia, zaprasza panie, które mają podobne problemy, ale także na wykłady osoby związane ze zdrowym żywieniem czy z medycyną. 

Ewa KŁAK-ZARZECKA

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo EkspresJaroslawski.pl




Reklama
Wróć do