
Na naszym portalu opublikowaliśmy w rocznicę śmierci Jana Pawła II film, który dokumentuje wizytę kardynała Karola Wojtyły w Jarosławiu w 1971 roku. Przekazała go nam jarosławianka Grażyna Stopa, autorka książki „Śladami kardynała prymasa Stefana Wyszyńskiego w Jarosławiu i w Zarzeczu”. Książka ukazała się w marcu 2001 roku, w 30. rocznicę wydarzenia, o którym jest ten krótki film. Z Grażyną Stopą o tym dokumencie oraz o książce rozmawiamy z okazji 15. rocznicy odejścia Jana Pawła II.
Co sprawiło, że za zainteresowała się Pani śladami Prymasa Tysiąclecia w Jarosławiu i Zarzeczu?
– Kiedy to wszystko się zadziało, współpracowałam z mediami. Poza tematami powierzonymi mi przez redakcje pisałam o Jarosławiu i okolicznych miejscowościach. Słyszał pan pewnie nie raz od szefów „gazeta nie jest z gumy, piszemy krótko”. By pisać krótko i z należytym sensem np. teksty o sanktuariach maryjnych chciałam poczytać trochę o historii kultu maryjnego w Polsce. Kupiłam książkę „Ojcze nasz. Rozważania” Stefana Kardynała Wyszyńskiego Prymasa Polski, bo jak wiadomo był On największym piewcą kultu maryjnego i w najtrudniejszym czasie zawierzył nas Pani Jasnogórskiej, jak widać bardzo skutecznie. W książce o kulcie maryjnym nie ma nic, ale lektura jest poruszająca. Ta lektura, wyłuskane zapiski o wizytacjach hierarchów Kościoła w dwudziestą rocznicę śmierci Prymasa. Splot różnych wątków - to była myśl, by poszukać śladów Jego obecności tu, u nas.
Jak udało się Pani dotrzeć do osób, które po tylu latach zdecydowały się podzielić z Panią swymi przeżyciami?
– Zaczęłam od przewertowania książek o historii Jarosławia, które mam w domu oraz encyklopedii XX wieku. Byłam świeżo po lekturze książki profesora Kazimierza Karolczaka z Krakowa, autora pracy „Dzieduszyccy. Dzieje rodu. Linia poturzycko-zarzecka”. Uczestnicząc w jej promocji, zapamiętałam, że w Pałacu Dzieduszyckich, w bibliotece wisi duży portret Stefana Wyszyńskiego inny niż te, które znałam - bez kardynalskiej purpury, a tylko w kapłańskiej sutannie. Otóż, Prymas Wyszyński w roku 1942 bywał w Zarzeczu. Miałam dobry kontakt z panem profesorem Karolczakiem, miejscowym księdzem proboszczem, wójtem gminy Zarzecze, a dzięki temu z Pałacem Dzieduszyckich. Zarzecze więc miałam opanowane, a pomysł napisania książki przyjęto tam z wyjątkową życzliwością – wspomnienia zgromadziłam dość szybko. W Jarosławiu znaków obecności Kardynała jest dużo: w kościele pw. Chrystusa Króla (wtedy „mojej” parafii) przy okazji konsekracji kościoła w 1999 roku odsłonięto popiersie Kardynała Wyszyńskiego, w Kolegiacie Jarosławskiej jest tablica poświęcona uroczystościom peregrynacji obrazu MB Częstochowskiej z udziałem Prymasa… Połączyłam myślami to wszystko i zaczęłam nawiązywać kontakty z osobami pamiętającymi tamte czasy. Zaczęłam od znanych mi osobiście. Wiedziałam, że doskonale pamiętają tamto historyczne wydarzenie z 1971 roku, a wciąż są zaangażowane (jako osoby świeckie) w działalność katolicką. Dzięki nim docierałam do kolejnych… Wydanie takiej wspomnieniowej książki było przyjmowane bardzo pozytywnie. Także poza Jarosławiem, bo cennymi wspomnieniami podzielił się ks. infułat Józef Wójcik z Suchedniowa, który (za cichą zgodą Prymasa) w roku 1972 uwalniał z uwięzienia Obraz MB Częstochowskiej. Tak, uwalniał Obraz, którego ówczesna władza się wystraszyła i aresztowała…
Jak przebiegała praca nad książką? Co w niej było najtrudniejsze?
Zacznę może od tego co było najtrudniejsze, bo to jakby przedłużenie wątku z poprzedniego pytania. Mając już opracowane redakcyjnie wspomnienia i jakiś ogólny zarys książki, postanowiłam dotrzeć do Księdza Arcybiskupa Seniora Ignacego Tokarczuka. Nie wyobrażałam sobie, by cokolwiek publikować bez jego wiedzy. Przecież w 1971 roku był ordynariuszem przemyskim, i był tak samo, jak Prymas człowiekiem niezłomnym! Spotkanie z Arcybiskupem Seniorem wydawało mi się najtrudniejszym etapem przedsięwzięcia. Jadąc pociągiem do Przemyśla, miałam przy sobie materiał na książkę, a w myślach na przemian – nadzieję i niepewność. Spotkałam się z rozczulającą wręcz życzliwością! Spotkanie trwało kilka godzin. Bardzo ujęła mnie niezwykła skromność Księdza Arcybiskupa i jego otoczenia, skromne pomieszczenia, skromnie umeblowane i dużo książek. Po tym spotkaniu autentycznie byłam silniejsza i wiedziałam, że książka musi zostać wydrukowana.
Książka ukazała się dzięki kredytowi – jak sama pani mówi – zaciągniętemu na ten cel oraz wielu życzliwym osobom. Dlaczego włożyła Pani tyle wysiłku, by ta praca mogła trafić do rąk czytelników?
– Od początku założyłam, że nie będzie to działanie komercyjne. Zwłaszcza, że angażujący się w przedsięwzięcie nawet przez moment nie pomyśleli o odpłatności – to było budujące. Wszyscy są wymienieni w książce. Chętnie bym ich i tu wymieniła, ale dotyczy nas rygor przepisów o ochronie danych osobowych - nie będziemy ryzykować. Wydanie książki to kilka etapów. Napisanie było moją działką. Korekta fachowca była prezentem „dla sprawy”. Skład i opracowanie graficzne to ogromna praca, którą wykonał Daniel Kot - wtedy uczeń liceum, a szkolny kolega mojej córki, podaję, bo wiem, że mnie nie pozwie (śmiech). Koszty druku, oprawy trzeba było jednak ponieść. Były ograniczone do minimum – i to dzięki panu prezesowi Mieczysławowi Grzesikowi. Nie miałam odłożonej gotówki – posiłkowałam się kredytem. Dzisiaj pewnie nie zrobiłabym tego, bo jak przystało na babcię, dzielę włos na czworo. Wtedy, mimo dwóch córek w wieku szkolnym na utrzymaniu i marnego urzędniczego etatu, nie wahałam się. Z perspektywy tych prawie dwudziestu lat mogę potwierdzić, że Ktoś nade mną czuwał! Wiele egzemplarzy rozdałam podczas promocji, porozsyłałam, a pozostały nakład rozszedł się błyskawicznie. Kredyt oddałam przed terminem. Córkom niczego nie brakło… były i są bardzo mądre, kochane i wyrozumiałe dla pasji mamy. Z szacunkiem wracam do pięknej promocji książki, którą mi podarował wtedy proboszcz „mojej” parafii ksiądz Andrzej Surowiec.
Ślady kardynała Wyszyńskiego przeplatały się tu ze śladami kardynała Wojtyły, późniejszego papieża. Pisząc książkę, miała Pani świadomość, że dotyka fragmentu wielkiej historii?
– Tak, w Jarosławiu na uroczystościach 101 lipca 1971 roku, wraz z Kardynałem Wyszyńskim i biskupami, obecny był ówczesny Metropolita Krakowski Karol Wojtyła. Dlatego wysłałam kilka egzemplarzy książki do Watykanu, nie licząc na odpowiedź. Z datą 3 kwietnia 2001 r. otrzymałam z Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej podziękowanie i życzenia wielkanocne. Pisząc książkę, chciałam pokazać fragment najnowszej historii Jarosławia (a wyszło, że i Zarzecza), spisać pod jednym tytułem przeżycia ludzi w niej uczestniczących. Szepnąć potomnym, że mieliśmy szczęście gościć najwybitniejsze autorytety Kościoła w Polsce – wielkich Polaków.
Przy okazji udało się odnaleźć ciekawy film. Dzięki Pani staraniom został on przetworzony i dziś możemy go oglądać na naszym portalu.
– Film był dodatkowym impulsem. Dostałam go w szczątkowej postaci, na starej taśmie filmowej, jako zapis fragmentu jarosławskich uroczystości z 1971 roku. Mój zachwyt nad tym, że mam w ręku „skarb” podzielił dyrektor rzeszowskiego oddziału Telewizji Polskiej. Zapewnił, że fachowcy odtworzą co uda się, ja otrzymam kopię, ale telewizja zastrzega sobie pierwszeństwo emisji w programie „Karty historii” – i tak się stało. Taśmę wideo z odzyskaną częścią filmu otrzymałam nieodpłatnie. Wersja, którą można na waszym portalu oglądać, z muzyką i opisami, które zredagowałam, to praca pana Romka Burego. Jeśli ktoś był zainteresowany, rozdawałam kopie tego filmu. Kiedy stało się jasne, że z powodu epidemii nie odbędzie się Marsz Światła w rocznicę śmierci Jana Pawła II przesłałam wam film i fajnie, że od razu go umieściliście na swoim portalu. Myślę, że w czasie coraz trudniejszych do zaakceptowania danych o epidemii i irracjonalnego popędzania nas do wyborów majowych takie filmowe obrazy są kojące, uspokajające.
Co Pani czuła, gdy okazało się, że bohater Pani książki ma być wyniesiony na ołtarze? Co Pani czuje teraz, gdy uroczystość beatyfikacji w planowanym terminie stanęła pod znakiem zapytania z powodu epidemii?
– Zwyczajnie się wzruszyłam… Tak po ludzku trudno się pogodzić z tym, że epidemia krzyżuje, a nawet przekreśla nam plany. Trzeba to przetrwać, zachować rozsądek, a sprawy, którym sami nie podołamy, polecić świętym i błogosławionym. W tym Błogosławionemu Kardynałowi Wyszyńskiemu.
Rozmawiał Hubert LEWKOWICZ
FOT. Muzeum w Jarosławiu Kamienica Orsettich
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie