Reklama

Artystyczna rodzina Waliczków

19/12/2018 15:07

Jak można dzielić 24 godziny na tyle zajęć? Monika i Damian Waliczkowie wiedzą to najlepiej. Ale z niektórych pasji i tak musieli zrezygnować. Mają też takie, które dopiero teraz, po dwudziestu latach wspólnego życia i twórczości mogą realizować. Przy stole ich wspólnej rodzinnej pracowni artystycznej na poddaszu domu, gdy spotykamy się tydzień przed Świętami Bożego Narodzenia, zastanawiają się: – Gdy zaczynaliśmy naszą twórczość we własnych pracowniach, właśnie o takiej sytuacji marzyliśmy. Jak więc będzie za 20 lat?

Damian przyjechał do Jarosławia 18 lat temu za żoną Moniką, którą poznał na studiach. Dziś nie wyobraża sobie, by mógł stąd wyjechać. Chyba że do wypoczynkowego domku do Czerwonej Woli, gdzie sprowadziły go bobry. Lub na motocyklu w Bieszczady. I, oczywiście, do rodzinnych Gliwic, ale w odwiedziny.

Monika, choć nie była absolwentką „Plastyka”, skończyła malarstwo w pracowni prof. Leona Macieja w Wyższej Szkole Pedagogicznej, obecnej Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Wcześniej kończyła studium projektowania odzieży w Łodzi, do którego trafiła po maturze w szkole odzieżowej w Jarosławiu. Dopiero w Łodzi, jak podkreśla, poznawała przedmioty artystyczne, a na dyplom przygotowała kolekcje ubrań wzorowanych na motylach.

W Częstochowie poznała swojego męża. Damian, który rzucił architekturę, a studiował ten kierunek na Politechnice Śląskiej, trafił również do Częstochowy. – Architektura jest taka policzalna, a ja potrzebowałem więcej swobody – mówi. Dodaje, że zdobył technika architekta, co, jak podkreśla, przydało mu się później w życiu. Studiował więc grafikę warsztatową, a dyplom obronił u prof. Ewy Zawadzkiej, z wyróżnieniem. Jest bardzo dumny z kształcenia się u swojej profesor i podkreśla to przy każdej okazji. Jego grafiki, nawiązujące do rodzinnych, śląskich stron, co roku możemy oglądać podczas wystawy, którą organizuje wraz z Mirosławem Kowalczukiem, bo obaj nie tylko realizują swoje pasje, ale też uczą w Zespole Szkół Plastycznych w Jarosławiu. – Kiedyś w „Plastyku” było tak, że nauczyciele mieli obowiązek wystawiać prace, by uczniowie mogli je oceniać. I tak zrodził się pomysł na wspólną wystawę z Mirem. Tworzymy przez cały rok. On maluje, ja przygotowuję projekty, potem wykonuję grafiki. Mobilizujemy się razem i w ten sposób udało nam się zorganizować wystawę po raz dwunasty w Małej Galerii w Miejskim Ośrodku Kultury – mówi Damian Waliczek. Wystawia także z żoną, ale jak oboje podkreślają, mają także prace, które chcą zachować tylko dla siebie.

Wspólny jubileusz

Okres świąteczny skłania do wspomnień, a te w tym roku szkolnym dla Moniki i Damiana są szczególne. To ich jubileusz – dwudziestolecie pracy twórczej: – Ola ostatnio powiedziała: „Halo, hola, jakie dwudziestolecie? Ja mam dopiero osiemnaście lat!” – śmieje się Damian.

Monika i Damian tworzyli już na studiach, ale każdy w swojej pracowni. Damian w Gliwicach, Monika w Jarosławiu. – W 1998 zdecydowaliśmy, że połączymy pracownie malarstwa Moniki i moją pracownię grafiki we wspólną – opowiada. I tak Damian trafił do Jarosławia. Nie stracili jednak kontaktu z przyjaciółmi ze studiów, bo tworzyli Ogólnopolską Grupę Artystyczną „Spoiwo”. – Nasze życie było na walizkach. Jeździliśmy z jednej wystawy na drugą po całej Polsce. Jednak nie każdy z naszych przyjaciół miał taki komfort jak my, którzy byliśmy małżeństwem artystycznym, i nasza grupa powoli zaczęła się kruszyć, bo ludzie zaczęli zakładać rodziny. Ale to były fajne lata. Ola pierwsze lata życia spędzała w galeriach całej Polski, bo jeździła, oczywiście, z nami, buszowała tam i chłonęła sztukę – opowiadają Waliczkowie.

Mały – duży ośrodek kultury

Każdy kto zna Monikę i Damiana wie, że każda luka zostanie szybko wypełniona i tak powstała Galeria Przedmiotu na Rynku. – Otrzymaliśmy propozycję urządzenia i prowadzenia tej galerii. To było takie fajne, czteroletnie wydarzenie artystyczne w naszym życiu, bo my przynosiliśmy galerię do domu, dom do galerii. Mieliśmy taką swobodę, mogliśmy wejść tu z happeningami, różnymi wydarzeniami. Powstało wtedy sześćdziesiąt wystaw indywidualnych, również międzynarodowych. To było świetne przedsięwzięcie. Powstał taki mały – duży ośrodek kultury – podkreśla Damian Waliczek. Monika dodatkowo prowadziła tu pracownię ceramiczną. Po czterech latach podjęła pracę w Warsztatach Terapii Zajęciowej. Obie placówki prowadzone są przez Polskie Stowarzyszenie na rzecz Osób Niepełnosprawnych Intelektualnie Koło w Jarosławiu. Nie tylko Monika podjęła się pracy z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie. Damian rozpoczął pracę w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Jarosławiu, gdzie pracuje do dziś. To jednak nie koniec jego działalności edukacyjnej, ponieważ jest nauczycielem w Zespole Szkół Plastycznych, a przez pewien okres uczył rysunku w Zespole Szkół Drogowo-Geodezyjnych.

Środowisko mnie przyjęło

Oboje z nostalgią wspominają lata pracy w Galerii Przedmiotu. – Mogłem tam poznać ludzi. Monika czasami opowiadała o kimś, a ja nie miałem pojęcia, kto to jest – mówi Damian. Monika dodaje: – A dziś role się odwróciły – śmieje się. Teraz trudno spotkać osoby, które o Monice i Damianie Waliczkach nic nie słyszały. To na pewno w dużej mierze dzięki szkółkom, które prowadzą w obu placówkach kultury. – Cały czas mamy świetną współpracę z Miejskim Ośrodkiem Kultury i Centrum Kultury i Promocji, gdzie prowadzimy pracownie i zajęcia z rysunku odręcznego, szkołę rysunku pod kątem architektury, akademię malarstwa prowadzi Monika, a w MOK-u blisko 10 lat prowadzę Szkołę Rysunku i Malarstwa, a także pracownię grafiki warsztatowej – wymienia Damian. – Prowadzimy zajęcia w tym samym czasie i jest świetna korelacja. Bo jeżeli osoby, które przyszły na rysunek, dobrze malują, to przerzucamy je na malarstwo – opowiada. Wspomina także o Zespole Szkół Plastycznych, gdzie uczy: – Celowo obniżyliśmy wiek w naszych szkółkach i bardzo chętnie pracujmy z osobami ze szkoły podstawowej, ponieważ jest to fajny punkt wyjścia tych ludzi do Zespołu Szkół Plastycznych – dodaje. Poza tym oboje podkreślają, że wśród ludzi tworzących wykształcił się specyficznych duch, który powoduje, że oni odwiedzają wernisaże, a nawet sami wystawiają swoje prace. – Nie spodziewałem się przyjeżdżając tutaj osiemnaście lat temu, że tak świetnie odnajdę się w tym środowisku artystycznym. Stało się to za sprawą mojej żony i za sprawą tego środowiska, które mnie tutaj przyjęło – mówi Damian. – Gdy dostałem monografię Salvadora Dali, zapamiętałem sobie jedną jego myśl, że „malarz, artysta, to nie jest ten, który jest natchniony, ale ten, który potrafi natchnąć innych”.

Anioły, koty i zegary

Waliczkowie potrafili natchnąć nie tylko środowiska, z którymi pracowali, uczniów, wychowanków, ale także swoje dzieci: – Nasze dzieci w pewnym sensie przejęły to, weszły w to nasze życie artystyczne. Tu cały są dostępne czas pastele czy farby, które są gotowe do użycia. Ola i Natasza (szósta klasa szkoły podstawowej) w tym otoczeniu wyrastały.  Nie jesteśmy zdania, że dzieci lekarzy mają być lekarzami, a artystów – artystami, ale dziewczyny przechodziły przez naszą pracownię domową i pracownie, które prowadzimy w mieście – mówią. Dziś Ola, uczennica trzeciej klasy liceum plastycznego tworzy własne prace, ale chętnie korzysta z pracowni mamy. Zwłaszcza tej, która powstała 18 lat temu. To pracownia ceramiczna. Bo ceramika to dzieło Moniki. Anioły i inne gliniane cuda wypala w piwnicy rodzinnego domu. – Musieliśmy futryny wyciągać, by wnieść piec do wypalania gliny. Został tam na wieki - śmieje się Damian. Dzięki temu Monika, a teraz i Ola, mogą realizować swoją pasję. I tak powstają cudne anioły, patery, misy. Każda inna, oryginalna. - Od niedawna są koty. To dzieło Oli. Ona je wymyśla, projektuje i wykonuje. Każdy jest charakterystyczny, nie ma dwóch takich samych. Są też bardzo oryginalne, jak na przykład z jednym dużym okiem. One też mają swoich odbiorców - opowiada. Ola sama o swoich pracach opowiedzieć nie mogła, bo akurat malowała swoje włosy na czerwono, na potrzeby "osiemnastki" kolegi z klasy. Jak się okazało "osiemnastka" w stylu lat dwutysięcznych. Dla rodziców i dla mnie to "oburzające". Jak można przebrać się na lata dwutysięczne, skoro nie tak dawno to było? – śmiejemy się. Dla Oli i jej znajomych to czasy, gdy jeszcze nie było ich na świecie. Pasją Oli jest też malowanie na jedwabiu i innych materiałach. – Te prace trafiają do Meksyku, gdzie kupują je Amerykanie, którzy spędzają tam swój wolny czas – opowiada Monika. Tak więc powstają kolorowe materiały z tukanami, flamingami i innymi egzotycznymi wzorami.

Napawać się urokiem ceramiki

W domowej pracowni ceramiki powstają też przedmioty, które zdobią wnętrza ich pracowni i domu. To cukiernica, dzbanuszki, miseczki i wiele innych przedmiotów codziennego użytku. - One cieszą oko, lubię je wziąć do ręki i napawać się ich urokiem - mówi Damian o dziełach swojej żony. Tych dzieł rodzinnych w ich wspólnej pracowni na poddaszu jest wiele. Już samo wnętrze zostało przez ich zaprojektowane, bo to zajęcie, którym od czasu do czasu też się trudnią.

Pierwsze były jednak anioły, ale te z domowej pracowni szybko trafiły do jarosławskich nabywców. A to dzięki temu, że zdobią witrynę i półki Informacji Turystyczno-Kulturalnej w kamienicy Attavanich. Teraz obok zasiada cała rodzina kotów. Anioły są smukłe, długowłose, z instrumentami muzycznymi, kwiatami. Jakie kto chce. Cały anielski chór może zasiąść w szopce bożonarodzeniowej. A koty? Jak wspominała Monika, są oryginalne.

Motocykle i bobry

Monika i Damian Waliczkowie to osoby, które nudzić się nie potrafią. Pomiędzy zajęciami w szkołach czy na warsztatach, fotografują. A obiektami fotografowania mogą zaskoczyć. To na przykład bobry. Takie wypady robili do niedalekiej Czerwonej Woli. Tu godzinami leżeli w trawach i chaszczach, by uchwycić moment z ich życia. – Czasami było tak, że leżeliśmy kilka godzin i podglądaliśmy prywatne życie bobrów. Nie robiliśmy zdjęć, by ich nie spłoszyć – opowiadają. Później chcieli kupić domek rekreacyjny, by od czasu do czasu odpocząć od tego codziennego biegu: – I tak się zdarzyło, że trafił nam się domek w sąsiedztwie bobrów, które śledziliśmy – opowiadają.

Czy są jeszcze pasje, które chcieliby realizować, a na które nie mają czasu? Waliczkowie oczywiście zaskakują. Jednak nie widokiem, który nam przyszło oglądać na zlocie motocyklowym - rodziny Waliczków na dwóch motocyklowych kółkach. A właściwie na czterech, bo swój motocykl ma także Ola. – To była nasza pasja, ale nigdy nie było na nią czasu. Dziś mamy motocykl, odrywamy się czasami od jarosławskiego świata i zmierzamy w Bieszczady – mówi Damian. Motocykl ma także Ola. I, jak to tata podkreśla, przybyło pewnie siwych włosów na jego głowie, ale córce ufa.

A czym zaskoczyli? To właściwie Damian, swoją kolekcją łyżeczek do herbaty, których ma około dwóch tysięcy. Najstarszą z szesnastego wieku. Ale to już temat na inny reportaż.

Ewa KŁAK-ZARZECKA

FOT. Ewa KŁAK-ZARZECKA
 


 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo EkspresJaroslawski.pl




Reklama
Wróć do