
Panie przewodniczący, zostałem obrażony przez pana radnego – mówił burmistrz podczas ostatniej sesji Rady Miasta Jarosławia. Radny Walter miał go porównać do SB i sugerować, by nie robił z siebie idioty.
Gorąca dyskusja, najpierw „off the record”(czyli poza nagraniem, poza protokołem), a potem już z użyciem mikrofonu, wzięła swój początek podczas debaty o dość niewinnie wyglądającym projekcie uchwały o powierzeniu MZK zadań z zakresu transportu publicznego na kolejne 10 lat. Już pierwsze pytanie radnego Mariusza Waltera (PiS) było ewidentnym wsadzeniem kija w mrowisko, gdyż radny zapytał, czy w radzie zasiada jakiś radny związany z MZK. Można się domyślać, że pytając, doskonale znał odpowiedź, gdyż wszyscy wiedzą, że w MZK pracuje Marcin Nazarewicz z klubu Wspólnie Zmieniajmy Jarosław. Nie było go jednak na sali, gdyż sam się wyłączył z debaty o swoim zakładzie pracy.
Nie mam obowiązku panu wierzyć
Radny Walter wspomniał, że Marcin Nazarewicz jako przewodniczący Komisji Infrastruktury Technicznej opiniował projekt uchwały i może zachodzić konflikt interesów.
– Żeby uciąć dyskusję, powiem panu, że nie zachodzi – zapewniał przewodniczący rady Szczepan Łąka, ale to nie przekonało radnego Waltera.
– Nie mam obowiązku panu wierzyć – stwierdził i przypomniał, że przewodniczący głosował w sprawie finansów dla szkół, choć jest nauczycielem w jednej z nich. – To już jest pana sumienie, nie moje. Uważam, że jeżeli radny jest związany z jakąś firmą, nie powinien w interesie tej firmy występować – zauważył radny Walter. Zaproponował też skrócenie umowy z MZK z 10 do 5 lat. Radna Dorota Batiuk-Jankiewicz (WZJ) stwierdziła, że radny Marcin Nazarewicz wyłączył się nie tylko z obrad na sali, ale także z głosownia podczas komisji.
W jakich sprawach głosowałem?
W dyskusję włączył się burmistrz Waldemar Paluch, który przypomniał, że radny Walter wytyka przewodniczącemu, iż głosuje w sprawie szkół, a kilka sesji wcześniej sam był aktywny w czasie debaty dotyczącej szkoły, w której zatrudniona jest jego małżonka. – Pan nie głosuje za swoimi sprawami? Trzeba rozgraniczyć pewne rzeczy, panie Mariuszu – powiedział burmistrz i pytał, co przemawia za propozycją skrócenia czasu umowy z MZK o połowę.
– Proszę mi powiedzieć konkretnie, w jakich swoich sprawach głosowałem. To nie jest pierwsza taka uwaga i proszę mi takich rzeczy nie zarzucać – odpowiedział radny Walter.
Ale na pytanie burmistrza dotyczące propozycji skrócenia czasu umowy z MZK nie miał zamiaru odpowiadać. Zresztą sam się ze swojego wniosku wycofał.
Burmistrz porównany do SB?
Uchwała została przyjęta i przewodniczący chciał przejść do kolejnego punktu. Ale wtedy o głos poprosił burmistrz Paluch.
– Zostałem przed chwileczką obrażony. Bardzo proszę, aby pan Mariusz Walter przeprosił za to, co powiedział – stwierdził burmistrz.
Skoncentrowany nieco przewodniczący, który nijakiego obrażenia w głośniku nie słyszał, poprosił radnego Waltera o niezwracanie się do burmistrza poza oficjalnymi wypowiedziami do mikrofonu. – To naprawdę jest niepotrzebne – upomniał radnego i chciał kontynuować obrady. Ale burmistrz nastawał na to, by go radny jednak przeprosił. – Panie przewodniczący, zostałem obrażony. Porównano mnie do UB, SB i że robię z siebie idiotę. Proszę o przeproszenie – powiedział. – Panie Mariuszu, ja pana nie poznaję – dodał. Przewodniczący na to stwierdził, że radny powinien w takim razie zachować się po dżentelmeńsku.
To nie o panu, to moje odczucia
Radny zrazu poszedł w zaprzeczenie. – Niczego takiego nie powiedziałem – odpowiedział Mariusz Walter. – Pan burmistrz powiedział, że mam odpowiedzieć na pytanie. Odpowiedziałem, że nie mam takiego obowiązku i czuję się jak w czasach stanu wojennego, gdy przepytywali mnie tacy a tacy. Nie mówiłem, że pan. Powiedziałem, że się tak czuję. To jest moje odczucie i mam prawo się tak czuć – powiedział Mariusz Walter i dodał, że burmistrz też często mówi do niego poza mikrofonem, więc apel przewodniczącego powinien dotyczyć wszystkich stron. Szczepan Łąka usiłował nakłonić radnego, by wypowiedział słowo „przepraszam” . Początkowo na próżno.
Po siedmiokroć przeprosił
Po namyśle radny uznał, że użyje jednak tego słowa. I użył go aż siedmiokrotnie!
– Jeżeli pan się poczuł w jakikolwiek sposób obrażony to przepraszam, ale ta wypowiedź nie była do pana, tylko były to moje odczucia z czasów stanu wojennego, do których mam prawo, bo stan wojenny przeżyłem. A więc przepraszam, przepraszam, przepraszam i nie wiem, co jeszcze mam zrobić. A poza tym proszę pana przewodniczącego po raz kolejny, aby zaniechano jakichkolwiek dyskusji poza mikrofonem i naprawdę wtedy będzie łatwiej. A niejednokrotnie, nie będę wymieniał kto, jedni drugim przeszkadzają – stwierdził radny,
sugerując, iż może chodzić o wybicie z tematu. Dodał, że nie jest przeciwny obecności Marcina Nazarewicza, ale na jednej z poprzednich sesji pytał trzech osób, czy któryś z radnych jest powiązany i nie otrzymał odpowiedzi. – Panie burmistrzu, niech się pan dobrze czuje. Przepraszam, przepraszam, przepraszam najmocniej – zakończył Mariusz Walter. – Ręce opadają skwitował krótko przewodniczący Łąka.
Na tle tej całej historii dość sensowna wydaje się propozycja, którą przedłożył radny Jarosław Litwiak, puentujący tę słowną szermierkę. Radny klubu WZJ zasugerował, by na przyszłość... przesadzić burmistrza Palucha i radnego Waltera, bo najwyraźniej zbyt blisko sienie siedzą. Jak w szkole.
Hubert Lewkowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
za chwilę będzie opłatek i się pogodzą
cały Jarosław
cała pisowska wieruszka, najpierw obraża, znieważa a w kościele siedzi w pierwszych ławkach i pokazuje jacy to są katolicy.
Ach ta prezencja, ten błysk w oku, ta inteligencja i skromność, szkoda że nie można tego powiedzieć o paluszkach solonych.