
Jako sześcioletnia dziewczynka patrzyła na śmierć ojca, leżąc pod zabitą wcześniej matką. Widziała na własne oczy strzelanie do Żydów i ustawionych w rzędy Polaków. Jest jedną z kilku osób, które przetrwały pogrom jej rodzinnej wsi Palikrowy, choć śmierć przeszła kilkakrotnie blisko niej. Ale podkreśla, że żyje dzięki Ukraince, która ją ukryła, pomimo że grożono jej śmiercią i strzelano do niej.
Józefa Bryg ocala ze zbrodni w Palikrowach. Tam, 12 marca 1944 roku bojówki UPA i 4 Pułku Policji SS złożonego z ukraińskich ochotników do SS Galzien wymordowały 365 osób. Przeżyło tylko kilka. Wśród nich pani Józefa, jedna z bohaterek książki „Dziewczyny z Wołynia”. W miniony piątek 8 marca spotkała się z jarosławianami w Kamienicy Orsettich, by opowiedzieć swoją wstrząsająca historię. Historię, która swoją grozą przerasta horror.
Opowieść pani Józefy zaczyna się w rodzinnych Palikrowach, wsi obok Podkamienia. Jako dziewczynka bawiła się i z polskimi, i z ukraińskimi rówieśnikami. Do dziś potrafi śpiewać ukraińskie kolędy. I w pewnym momencie tę mieszaną społeczność dzieli strach. Słyszy się tu i ówdzie o zabójstwach, siekierach, strzałach. Aż wreszcie śmierć dociera do sąsiednich wsi. Co chwilę dochodzi informacja o napadach. Także o nieodległej Hucie Pieniackiej. Kiedy tam zabito ponad 800 osób, wszyscy byli już przekonani, że teraz czas na Palikrowy. Mężczyźni wystawiają warty, kobiety i dzieci kryją się w piwnicach.
Ukryci w piwnicy
Ale mama pani Józefy już nie chce się kryć w piwnicy. – Szkoda, bo osoby, które zawsze ukrywały się w naszej piwnicy, pozostały przy życiu. Mama chwyciła mnie i brata, i z nami pobiegła do klasztoru do Podkamienia. Kościół wypełniony był po brzegi. Wszyscy mówili, że bandyci mają dzisiaj dokonać mordu w Palikrowach. Nagle rozległ się donośny głos. Ktoś powiedział, że to nie banderowcy, tylko polscy żołnierze. Część ludzi runęła do drzwi i zaczęła wracać do domów. Moja mama również z nami wyszła. Doszliśmy do Palikrów i nagle na ulicy dowiadujemy się, że to banderowcy, idą dom po domu i wszystkich zabierają – opowiadała pani Józefa Bryg podczas spotkania w Jarosławiu. Mama prosi więc znajomą Ukrainkę o pomoc. Ta ukryła Polaków w swojej piwnicy.
Martwi Żydzi śnili mi się po nocach
– Ukraińców też mordowali. Ci, którzy nas ukrywali, mordowano tak samo jako Polaków. Trzeba im to uczciwie oddać. Trzeba oddzielać bandytów od normalnej społeczności – mówiła bohaterka spotkania. Ukrywających zdradza krzyk jednej z kobiet, która tak reaguje na strzał na podwórku. Członek SS wyprowadza ich na górę, a potem idą na dużą łąkę, na którą ze wszystkich stron prowadzeni są ludzie. Mały brat pani Józefy płacze, więc dostaje kolbą karabinu. Na ich oczach ginie wujek, który próbuje dyskutować z oprawcami. A potem patrzą na coś, co musiało zapaść na zawsze w pamięci kilkuletniego dziecka. W pierwszej kolejności zabijani są Żydzi. Mordercy każą im się najpierw rozebrać, choć na polu jeszcze leży śnieg. Ofiary klęczą i modlą się. – Tak umierali. Klęcząc. Po dziś dzień widzę ruszające się ich ciała. Ci Żydzi śnili mi się po nocach – wspominała Józefa Bryg. Co gorsza, przez wiele lat nie mogła o tym mówić. Gdy jako dziewczyna opisała tę historię, dyrektorka szkoły poprosiła, by w tej opowieści wskazać, że zbrodni dokonali Niemcy.
Długie godziny pod zwłokami matki
Zaczęto strzelać do Polaków. – Ustawiali nas w trzy rzędy i rozstrzeliwali. Do nas doszli, kiedy była już szarówka. Kiedy upadłam, nie pamiętam – opowiadała pani Józefa. Gdy odzyskuje przytomność, leży pod martwą mamą. Na łące jest już cisza. Wcześniej słychać było jeden szloch. Teraz tylko ojciec, którego też tu zaprowadzono i dołączył do nich przed rozpoczęciem rozstrzeliwania, jęczy z bólu i nie reaguje na prośby córeczki, by był cicho. Dziewczynka widzi, jak oprawca podchodzi i celuje tacie w głowę. – Krew trysnęła uszami i ojciec przestał jęczeć – relacjonowała bohaterka spotkania w Jarosławiu. Banderowiec kopie w wystającą nóżkę małej Józi i stwierdza, że dziewczynka już nie żyje. „Szkoda naboju” – słyszy nad sobą. Znów udaje się przeżyć. Dopiero po wielu godzinach decyduje się wyjść spod martwej matki. Odnajdują się z ranną sąsiadką, panną Różą. Spod stosu trupów wychodzi też brat. Całej trójce pomaga Ukrainka. Lewandowska. Jej mąż zginął, bo był Polakiem. W piwnicy pani Lewandowskiej jest kilka osób. Wśród nich jeden Żyd. Nie ma ubrania, więc gospodyni dała mu koc. W pewnym momencie głośne stukanie do domu. To UPA i SS. Słyszeli, że tu ktoś prowadził Polaków. Ale nikogo nie znajdują. Ukrainka, która ich ukrywa, nie wydaje ich, mimo że grożono jej śmiercią. – W końcu jeden z nich odwrócił się i strzelił jej w ramię i to ramię jej obwisło. Potem wywieziono nas w głąb Wołynia i gdy z frontem wróciliśmy, to ta ręka w dalszym ciągu jej tak zwisała – wspominała pani Józefa.
Uciekła do klasztoru w Moszczanach
Po wojnie los związał panią Józefę z ziemią jarosławską. Jest sierotą. Sporo lat minie, zanim odnajdzie się z siostra i bratem. Na razie jest sama jak palec. Najpierw pasie krowy pod Radymnem. Pod namową starszego człowieka, idzie do szkoły, oczywiście bez wiedzy gospodyni, u której pracuje. Po jakiejś kłótni decyduje się na samodzielną wyprawę do Moszczan, do sióstr. Pomimo że u sióstr nie ma dzieci, pozwalają jej tam zostać. – Cudowny człowiek – mówi dziś o przełożonej siostrze Dzieduszyckiej. U sióstr ma swój pokój, mieszka tam aż do siódmej klasy. Potem idzie do odzieżówki w Przemyślu, a także do szkoły muzycznej. Gra na wiolonczeli. Ta muzyka będzie już w niej na zawsze, bo na wiele lat chór stanie się jej pasją. W Rzeszowie, potem w Krakowie, gdzie w końcu zamieszka. Zostaje nauczycielką, kończy najpierw studium nauczycielskie, potem polonistykę. Życie doświadczy ją jeszcze kilkakrotnie. Umiera jej mąż, a potem jedyny syn – aktor, który wystąpił m.in. w filmach "Demony wojny według Goi", "Młode wilki 1/2”," Pieniądze to nie wszystko”, "Wiedźmin”. A swoją osobistą historię pani Józefa opowiedziała Annie Herbich, autorce książki „Dziewczyny z Wołynia”, która ukazała się nakładem Wydawnictwo Znak Horyzont.
Spotkanie z Józefą Bryg w Muzeum w Jarosławiu zorganizował Regionalny Ośrodek Debaty Międzynarodowej w Rzeszowie.
Hubert LEWKOWICZ
FOT. Hubert LEWKOWICZ
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie