
Nazwali ich hyclami i zasugerowali brak etyki zawodowej. – Jak to? Przecież nigdzie zwierzęta nie mają tak dobrze jak tam? – ktoś zapyta. Internauci, w tym jarosławianie, wykazali ogromne wsparcie dla weterynarzy, których pasją jest pomoc zwierzętom. Tym, który często nikt nie chce już pomóc.
Choć lecznica weterynaryjna „Ada” i centrum adopcyjne przy niej działające znajdują się w Przemyślu, to z ich usług korzysta także sporo mieszkańców ziemi jarosławskiej. Jedni leczą tam swoje zwierzaki, inni – stamtąd wzięli psa lub kota, a jeszcze inni udzielają się w ramach wolontariatu. A na pewno wszyscy o tej lecznicy słyszeli, bo historie, które się tam dzieją, często obiegają całą Polskę. I dlatego tak bardzo poruszył niedawny atak na tę placówkę,
Historia 1 – Oczko
Oczko to ofiara ludzkiego bestialstwa. Mały czarny piesek, pobity, wręcz skatowany, miał uszkodzone płuca i wątrobę, a oczy wypadły mu z oczodołów. Tak silny cios otrzymał od istoty ludzkiej. Sam szedł na oślep, aż wpadł do studzienki w jednej z podprzemyskich miejscowości. Tu go znaleziono. W swoim nieszczęściu miał tyle szczęścia do przemyskiej lecznicy „Ada”. Zajęto się nim troskliwie, a przy pomocy lekarzy z Lublina, udało się uratować wzrok w jednym z psich oczu. Długo trwała walka, najpierw o życie psa, potem o jego zdrowie. Dzięki temu, że weterynarze z „Ady” pod kierownictwem Radosława Fedaczyńskiego poświęcili pieskowi tyle czasu, energii i pasji, trafił w końcu do nowej rodziny. Z piekła do nieba. A teraz jest już rzeczywiście w psim raju, bo w lutym tego roku jego żywot dobiegł końca, naturalnego końca. Ostatnie lata miał najszczęśliwsze. Dzięki „Adzie”.
Historia 2 – Forest
Forest to kolejna ofiara ludzi, tym razem kłusowników. Ładny pies wpadł we wnyki koło Birczy i stracił dwie łapy, przednią i tylną. Znaleziony w lesie, stąd jego imię. Pewnie wielu powiedziałoby: trzeba go uśpić. Ale nie w „Adzie”. Tam widzą szansę, gdy inni już jej nie dostrzegają. Walka o to, by pies mógł żyć i mieć komfort tego życia, była bardzo długa i żmudna. W psie od pierwszego wejrzenia zakochał się Jakub Kotowicz, menedżer w lecznicy „Ada”, wówczas student, a dziś świeżo upieczony lekarz weterynarii. Przy Foreście spędził nieprzespane noce. Dziś piesek ma endoprotezy, jest samodzielny i na krok nie odstępuje pana Jakuba. Jest najlepszym przyjacielem. A przy okazji Forest stał się gwiazdą telewizyjną, bo jego historią żyła cała Polska.
Historia 3 – Aki
Upalne lato 2016. Duży pies leży w rowie i umiera. Dlaczego się stamtąd nie rusza? Bo jego „pan”, pozbywając się wiernego stworzenia, położył obok niego miskę i jego ulubiony kocyk. Aki wierzy, że w końcu pan wróci po niego. Przecież przyniósł mu to, co powinno być w domu, ich domu. Nie wrócił. Odwodnione zwierzę niechybnie spotkałaby śmierć, gdyby nie ekipa „Ady”. Kiedy tylko dowiadują się o Akim wsiadają w samochód i jadą. Radosław Fedaczyński na własnych rękach wynosi z rowu niemałego, ale wychudzonego psa. I znów walka, znów leki i czekanie. Przeżyje, nie przeżyje. Przeżył. Wyleczony i postawiony na nogi Aki trafił do nowego, kochającego domu w Medyni Głogowskiej. Nie byłoby happy endu, gdyby nie „Ada”.
Historia 4,5,6…
Takich opowieści jest mnóstwo. Na przykład o Strupku, psie tak zaatakowanym przez różne pasożyty i alergię, że wypadła mu prawie cała sierść. Wszyscy brzydzili się go dotknąć, nie mówiąc o pogłaskaniu, czy przygarnięciu. A on potrzebował miłości. Dostał ją w „Adzie” wraz z profesjonalnym leczeniem, po którym jego sierść lśniła. Dziś ma nowy dom. Albo o Fridzie, którą ktoś postrzelił. Leżała w rowie i cicho konała, aż wreszcie trafiła do „Ady”. Po wszystkim wróciła do domu. O kotku, któremu przyszyto w „Adzie” odcięty język i wielu, wielu innych zwierzakach, które tam zyskały szansę na nowe, lepsze życie. O psach zabieranych z opuszczonych, odcinanych z łańcucha, uwalnianych od okrutnych „właścicieli”.
Każdy kto był w „Adzie”, widział profesjonalną organizację tej lecznicy. Przy niej funkcjonuje centrum adopcyjne i to ono prowadzi wszystkie adopcje zwierzaków domowych. Dzięki tak sprawnej organizacji, w ciągu dwóch ostatnich lat udało się znaleźć nowy dom około 270 zwierzętom. Przeważnie były to czworonogi wyrwane z jakiegoś piekła, które zgotował im człowiek. Z błota, z odchodów, z łańcucha lub z obroży wżerającej się w szyję. Radosław Fedaczyński mówi, że jednym z zadań centrum przy „Adzie” jest pokazywanie ludziom, że trochę zabiegów i dużo miłości sprawia, że pies uratowany z łańcucha może być kanapowym pupilem. – Droga psa jest z budy na kanapę. Nigdy odwrotnie – podkreśla R. Fedaczyński.
Arka Noego
Funkcjonuje tu też Ośrodek Rehabilitacji Zwierząt Chronionych, który zajmuje się poszkodowanymi dzikimi zwierzętami wymagającymi leczenia. To zupełnie osobny rozdział. Trafiają tu zwierzaki z całego regionu. Nie tylko bociany, których w okresie letnim jest tu około stu. Część z nich po kuracji odlatuje, nieloty są stałymi rezydentami. Co ciekawe, przebywające tu bociany rozmnażają się. By młode mogły być samodzielne, w ośrodku urządza się im szkółkę latania. Oprócz bocianów z których ośrodek jest znany, leczą się tu także orły, myszołowy, bieliki, sowy, łabędzie, lisy, wilki, sarenki. Po kilku wypadkach leczenia rysi założyciel ośrodka Andrzej Fedaczyński i jego syn Radosław wpadli na pomysł uruchomienia pogotowia dla rysi. Były w ośrodku także wilki i niedźwiedzie. Pobyt małej niedźwiedzicy Cisnej skłonił do uruchomienia kolejnego projektu – budowy pogotowia dla niedźwiedzi. Trwa teraz zbiórka pieniędzy na ten cel. Wszystko po to, by jak najwięcej leczonych tu dzikich czworonogów trafiało potem z powrotem do lasu, a nie do zoo.
Hycle?
W „Adzie” na pewno nie byli przedstawiciele pewnej organizacji prozwierzecej, którzy niedawno umieścili w internecie spis 24 lecznic, które mają podpisane umowy na wyłapywanie zwierząt. Wśród nich i „Adę”. Chodzi o to, że według prawa lecznice nie mogą prowadzić działalności adopcyjnej. – Zatytułowali to bardzo sugestywnie „Lekarz weterynarii hyclem?” i napisali, że zgłaszają sprawę do Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej z sugestywną opinią, że nasza działalność urąga etyce lekarza weterynarii. Wymieniono wszystkie te podmioty z podaniem adresu i umieszczono jedno zdjęcie psów trzymanych w jakichś skrajnych warunkach, w błocie. To zdjęcie wykonane gdzieś w Polsce – opowiada Jakub Kotowicz, który dodaje, że zdjęcie sugeruje, że tak jest wszędzie. – Po drugie autorzy nie sprawdzili, że u nas to ośrodek, który jest prowadzony przez fundację zajmuje się adopcjami, a nie lecznica – mówi J. Kotowicz. Poza tym w 2017 roku centrum adopcyjne ma status schroniska, a kontrole PIW nie wykazały żadnych zastrzeżeń. – Jeśli ktoś chce mnie nazywać hyclem, niech mnie nazywa, proszę bardzo – mówi lekarz weterynarii Radosław Fedaczyński. – Ale trudno przyjąć zarzut dotyczący braku etyki lekarza weterynarii – dodaje.
Ludzie murem za „Adą”
Po emocjonalnym wpisie, który zamieścił najpierw na swoim prywatnym profilu R. Fedaczyński, a potem J. Kotowicz, ruszyła ogromna lawina wsparcia. Wszyscy oburzali się tym, że ktoś zarzuca brak etyki ludziom, którzy pomaganie zwierzętom uczynili swoją misją, pasją i powołaniem. Słowa wsparcia płynęły z Przemyśla, Warszawy i Jarosławia. Ze wszystkich miejsc, w których poznano działalność „Ady” i centrum adopcyjnego przy tej lecznicy. A poznać te miejsca nietrudno, bowiem wszystkie działania, postępy w leczeniu zwierzaków i adopcje można zobaczyć choćby na Facebooku. Jak mówi Jakub Kotowicz, wszystko jest transparentne, bo przecież ludzie przekazują wsparcie finansowe na działanie fundacji, która ma pod opieką ośrodek i centrum adopcyjne. Niestety, nieprzemyślane artykuły sprawiły, że już jedna z gminy nie chciała podpisać umowy.
Odpowiedź: Psia Wioska
W „Adzie” twierdzą, że szkoda czasu na procesowanie się z tymi, którzy nie sprawdzili faktów i umieścili przemyskich weterynarzy w jakimś niechlubnym spisie. Wolą energię spożytkować na coś, co posłuży zwierzakom. Zamierzeniem Radosława Fedaczyńskiego jest zorganizowanie Psiej Wioski. Jeśli nie stanie się nic nieprzewidzianego, taka wioska zafunkcjonuje w Żurawicy. – Takie wioski istnieją na świecie. Można o nich poczytać w internecie – mówi Radosław Fedaczyński. W założeniu ma to być miejsce, w którym nie będzie boksów, psy będą miały domki. Najpierw będzie kilka takich domków, docelowo około 40. Nad psami będzie czuwał sztab ludzi: lekarz, behawioryści, wolontariusze. Do Psiej Wioski trafią psy po leczeniu w „Adzie”. Na miejscu będą bieżnie, baseny i dużo zieleni. Koszt szacowany jest na 3 miliony złotych. Ponieważ to ogromna kwota, budowa tego miejsca psich marzeń ma być etapowana. Być może uda się także pozyskać jakieś zewnętrzne fundusze. – To takie moje wielkie marzenie – uśmiecha się Radosław Fedaczyński. Dotychczasowa jego działalność każe wierzyć, że to marzenie stanie się rzeczywistością.
Hubert LEWKOWICZ
fot. Centrum Adopcyjne ADA, Hubert LEWKOWICZ
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie