
Pisał scenariusze, piosenki i książki, reżyserował przedstawienia, odkrywał dla parafian dzieje ich miejscowości, sadził drzewa, stawiał kapliczki i krzyże. A przede wszystkim z każdym umiał porozmawiać, w każdym szukał dobra i je odnajdował. Ks. dr prałat Henryk Hazik był człowiekiem renesansu i taki pozostał w pamięci parafian. 15 kwietnia minęła 8. rocznica jego niespodziewanej śmierci.
Śmierć księdza Henryka Hazika była symboliczna. Umarł na posterunku, pełniąc do końca służbę w swojej parafiiBył 15 kwietnia 2013 roku. Ksiądz proboszcz dopinał na ostatni guzik podwójną uroczystość w parafii pod wezwaniem Miłosierdzia Bożego w Skołoszowie, bo tego dnia bierzmowanie młodzieży połączone było z obchodami 150-lecia powstania styczniowego, które proboszcz postanowił uczcić odsłonięciem tablicy i krzyża obok kościoła, na terenie skołoszowskiej kalwarii. Ona także była jego pomysłem. Poczuł się źle, więc współpracownicy wezwali pogotowie. O godzinie 15.05 odszedł. . Miał 65 lat.
Nie bójcie się, będzie dobrze
Parafię objął w 1997 roku po księdzu Bolesławie Koniecznym, który był pierwszym proboszczem parafii Miłosierdzia Bożego w Skołoszowie, wydzielonej z parafii w Radymnie. To ksiądz Konieczny z parafianami wybudował kościół. Na początku nie było plebani, więc ksiądz Konieczny mieszkał u jednej z rodzin. Parafianie się z nim zżyli. Kiedy więc nastał ksiądz Hazik, nie od razu wszyscy byli przekonani do nowego proboszcza. – Kiedy była procesja, w trakcie której ksiądz Hazik był wprowadzany do kościoła, uśmiechnął się i powiedział: „Nie bójcie się. Wszystko będzie dobrze”. To był cały on! Uśmiechnięty i życzliwy dla każdego. I w naszej pamięci taki pozostanie – wspomina parafianka Janina Bawoł.
Święta Jadwiga nad Radą
– To był historyk. Był badaczem historii Skołoszowa, z którym bardzo się związał – mówi Halina Bereźnicka. Ksiądz odwiedzał jej chorego tatę i rozmawiali o tej historii. To ksiądz Henryk był inicjatorem postawienia krzyża w miejscu, w którym stał kiedyś kościół świętego Mikołaja. Bo pierwszy kościół w Skołoszowie stał już przed wiekami, choć został rozebrany w 1784 roku. To także ksiądz Hazik wyszukał historię o zbóju Skołoszu, od którego ma się wywozić nazwa wsi. Ów Skołosz spotkał się kiedyś z przejeżdżającą tędy świętą Jadwigą, nawrócił się i został zakonnikiem. A ksiądz Hazik nie tylko napisał i wyreżyserował przedstawienie o tym wydarzeniu, ale i doprowadził do postawienia kapliczki świętej Jadwigi w pobliżu rzeki Rady. To tam miała się zatrzymać królowa.
Był człowiekiem, któremu się nie odmawiało
Z jego inicjatywy powstał teatr parafialny „Sobótka”.
– Potrafił jednoczyć ludzi. I starszych, i młodszych – podkreśla Janina Bawoł. Proboszcz cieszył się ogromnym autorytetem u parafian.
– Kiedy powiedział o czymś, to w ciągu kilku dni to było załatwione – mówi Elżbieta Jaromi, która wraz z mężem bardzo blisko współpracowała z księdzem Henrykiem. – On był człowiekiem, któremu się nie odmawiało. Nie pytał, tylko mówił komuś, że będzie grał jakąś rolę w przedstawieniu. I nikt mu nie odmówił – dodaje Elżbieta Gajewska. Charyzma duchownego sprawiała, że każdy czuł się jakoś wyróżniony. Ksiądz Hazik bywał częstym gościem w domach parafian ze Skołoszowa. Zapamiętali go jako pracowitego, żyjącego niemal w biegu człowieka. Bywało, że nie miał czasu na posiłek. Do dziś wspomina się zdarzenie z pierogami, którymi Elżbieta Jaromi poczęstowała księdza. Nie miał czasu ich zjeść, więc miskę zabrał ze sobą do auta i jadł palcami w czasie jazdy.
Teatr, drzewa-królowie, kalwaria
Ksiądz sadził drzewa z dziećmi, nazywali te drzewa imionami królów Polski. Wymyślił też kalwarię przy kościele, która powstała na dawnym pastwisku, usypana z ziemi przywiezionej w czasie budowy obwodnicy Radymna, A potem, po śmierci Jana Pawła II, pomyślał o tym, by upamiętnić tam tajemnice światła różańca. Na samym szczycie stoi pomnik papieża. Skołoszów był jedną z pierwszych parafii, które miały pomnik Papieża Polaka. To miejsce przy kościele służy też do rekreacji. To tu odbywały się coroczne obchody Nocy Świętojańskiej. Stąd też nazwa teatru „Sobótka”. Z inicjatywy księdza Hazika przy obwodnicy stanął pomnik świętego Jana Nepomucena. A całkiem niedaleko jest też pomnik z okazji 600. rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Takich upamiętnień jest więcej.
„Marta, jedna z dziejów karta”
Ksiądz, który miał stopień doktora, nie bał się pracy fizycznej. – W kościele kładziono posadzkę, pamiętam jak w białym bawełnianym podkoszulku, krótkich spodenkach związanych jakimś sznurkiem, upocony i ubrudzony czyścił na kolanach tę posadzkę, a pot zalewał mu oczy– wspomina Ewa Jaromi-Świerk. Jedną z wielu idei, którym poświęcał czas było upamiętnienie niezwykłej postaci, jaką była Marta Trysła-Czujko. To młoda katechetka i poetka, która w wieku 30 lat nagle odeszła. Staraniem księdza Hazika ukazała się książka „Chluba Skołoszowa. Marta, jedna z dziejów karta”. Proboszcz zawarł w niej rys biograficzny, wspomnienia znajomych i uczniów oraz próbkę twórczości Marty. Wielu z parafian nie ma wątpliwości, że ksiądz Henryk chciał się w ten sposób przyczynić do otwarcia procesu beatyfikacyjnego tej skromnej i uduchowionej kobiety, która była jedną z nich, a której śmierć wstrząsnęła Skołoszowem.
Zjednywał ludzi
Dla każdego znajdował czas na rozmowę. Zdarzało się, że te rozmowy były dla niego inspiracją do wyciągnięcia jakichś ogólnych prawd, którymi dzielił się podczas kazań. Kiedy jedna z parafianek dzieliła się z nim wątpliwościami, czy wymyślona przez nią działalność gospodarcza wypali, ksiądz z ambony zachwal ten biznes. Układał piosenki o każdej z dzielnic Skołoszowa, był pomysłodawcą nazw ulic. – Byłam słuchaczką na wykładach Ludowego Uniwersytetu Katolickiego i tam jego opowieści zawsze gromadziły sto procent słuchaczy, a inni zazdrościli nam takiego księdza, bo takiego proboszcza to każdy chciałby mieć. Miał w sobie rzadki dar zjednywania ludzi. Wynikało to z wielkiej pokory i ogromnego szacunku do drugiego człowieka – podkreśla Ewa Jaromi-Świerk.
Żył skromnie, nie dbał o luksusy
We wszystkich ludziach szukał dobra, nigdy nikogo nie potępiał. Widać to było na przykład podczas pogrzebów lub Mszy w czyjejś intencji. Zanim ksiądz Hazik wygłosił kazanie, rozmawiał z parafianami, bo chciał zgromadzić jak najwięcej wspomnień o zmarłym. Złego słowa nie powiedział nawet o tych, którzy z wiarą byli na bakier, nawet o tych, którzy ewidentnie się w życiu pogubili. Co więcej, to w sobie szukał winy, że być może niedostatecznie dużo czasu im poświęcał. – Wiele kazań mogę przytoczyć do dziś, pomimo upływu lat – wspomina Elżbieta Jaromi. Co więcej, nie brał pieniędzy za pogrzeb, jeśli widział, że pieniądze bardziej przydadzą się rodzinie. Sam żył skromnie. Na plebanii było chłodno, bo oszczędzał. Kiedy musiał zmienić samochód, który służył mu w codziennej pracy, specjalnie szukał takiego, żeby parafian nie kłuć nim w oczy. Zmienił więc czerwone punto na czerwoną pandę.
– Dla nas był jak brat i przyjaciel– mówi Elżbieta Jaromi
. Kiedy zmarł, spoczął na miejscowym cmentarzu, wśród swoich parafian, którzy postawili mu piękny nagrobek. Na otwartej księdze można wyczytać wiersz autorstwa księdza Hazika: „Lećmy! Dziękuję Panu nad Pany/że mi taki los szykował./Lećmy! Szczęściem zostały mi tylko pióra do powrotu./Lećmy! I nigdy nie zniżajmy lotu!”
Hubert LEWKOWICZ
FOT. Zbiory własne parafian, Hubert Lewkowicz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
To był z powołania ksiądz.