Reklama

Sfotografować wielkie kolarstwo

Jacek Czarniecki to człowiek wielu pasji. Jest miłośnikiem kolarstwa, fotografii, podróżnikiem, a także propagatorem weganizmu. Sam od wielu lat jest weganinem i dobitnym dowodem na to, że pozostając na roślinnej diecie można notować niesamowite osiągniecia. W MOK-u oglądać można wystawę jego fotografii „Szansa, peleton i ja”.

Jacek podróżuje na rowerze od dawna. Zjeździł Polskę, Europę, a nawet kawałek Afryki. Od dwudziestu już lat wybiera się na największe kolarskie toury, bo kolarstwo szosowe ukochał bardziej niż jakikolwiek inny sport. Jeździ tam nie tylko, by kibicować kolarzom, ale sam, na rowerze z sakwami i z plecakiem pokonuje najtrudniejsze etapy Giro d’Italia, czy Tou de France, a także – choć rzadziej – Vuelta a España. Wybiera te królewskie, uznane za najbardziej mordercze, ale jednocześnie najbardziej prestiżowe etapy tych wyścigów. Takie, których zwycięzca zapisuje się na zawsze w historii kolarstwa. Zawodowcy z peletonu go znają i żartują czasami, że oni mają kłopot z wjechaniem pod jakąś górę bez bagażu, a Jacek daje radę objuczony kilogramami sprzętu.

W podróżnych torbach Jacka Czarnieckiego zawsze był aparat, który cyklista wyciągał w najbardziej odpowiednich momentach. W Małej Galerii Miejskiego Ośrodka Kultury w Jarosławiu możemy właśnie zobaczyć opowieść, która jest wyborem kilkudziesięciu z setek wykonanych przez Jacka na trasie zdjęć. To fotograficzna opowieść nie tylko o samym ściganiu, ale o całej otoczce, jaka towarzyszy wielkim tourom i po części także naszemu narodowemu wyścigowi – Tour de Pologne, bo na nim też autor wystawy bywał.

– Kolarstwo znamy przeważnie ze zdjęć wykonanych na linii mety. To są standardowe fotografie. A ja fotografuję ten sport od kuchni – opowiada autor wystawy „Szosa, peleton i ja”. Możemy zobaczyć więc zdjęcia niesamowitych kibiców, których Jacek spotkał na trasie, zapierające dech w piersi górskie pejzaże i emocje samych zawodników. Jacek uchwycił nie tylko chwile wywołujące łzy szczęścia zwycięzców, ale i dramaty. Bo na wystawie są też pokazane kraksy.

Kiedyś nie brałem nawet namiotu

Część fotografii to także historia samego autora fotografii. Dawniejsze zdjęcia zostały wykonane jeszcze aparatem analogowym, nowsze – cyfrowym. Te najstarsze obrazki pokazują także zmiany, jakie zaszły w sprzęcie kolarskim oraz w samym podejściu Jacka do tych wypraw. – Na pierwsze wyjazdy nie brałem nawet namiotu, miałem tylko sam śpiwór – wspomina autor zdjęć. Jak dodaje, nie zamierza na razie kończyć swojej przygody z kolarstwem, ani z wyprawami na wielkie wyścigi.

Jacek Czarniecki pochodzi z Węgierki, od kilkunastu lat rodzinne strony częściowo zastąpił Londynem, w którym mieszka i pracuje. Ale zarówno tam, jak i w Węgierce, i Jarosławiu (gdzie spędza część roku) nie rozstaje się z rowerem. Trenuje kilka razy w tygodniu.

Jacek od wielu lat jest weganinem. Uznał kiedyś, że zabijanie zwierząt jest nieetyczne, więc zrezygnował z jedzenia tego, co od nich pochodzi. Nie przeszkadza mu to jednak w pokonywaniu długich tras. Jak sam mówi, energii dodają mu rodzynki, banany i pomidory, a także rośliny strączkowe. Oprócz wody w bidonie ma też herbatkę z pokrzywy i mniszka lekarskiego. Jacek jest też propagatorem weganizmu. Kiedyś napisał o nim książkę, a także prowadził spotkania poświęcone weganizmowi. Niedowiarkom pokazuje, że nie jedząc mięsa, ani żadnych innych produktów pochodzenia zwierzęcego można osiągać niesamowite rezultaty.

Wystawa „Szosa, peleton i ja” czynna będzie do 30 lipca.

 

Tekst i foto: Hubert LEWKOWICZ

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo EkspresJaroslawski.pl




Reklama
Wróć do