Reklama

Z kart historii jarosławskiej straży ogniowej

Dzień wspomnienia patrona strażaków, św. Floriana, który w Kościele katolickim przypada 4 maja, od końca XX wieku obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Strażaka zainicjowany na pamiątkę śmierci pięciu strażaków australijskich, którzy zginęli 2 grudnia 1998 roku podczas akcji gaszenia pożaru. Od 2003 roku Dzień Strażaka obchodzony jest także w Polsce, jako święto zawodowe ustanowione rok wcześniej przez Sejm RP.

Chociaż tegoroczne święto strażackie przeszło już do historii, to warto jednak wspomnieć w tym kontekście o jednym z ważnych wątków z życia dawnych jarosławskich strażaków ogniowych. Otóż od bardzo odległych czasów na wieży miejskiego ratusza funkcjonował posterunek straży ogniowej, gdzie dyżurujący strażacy obserwowali miasto i jego okolice pod kątem bezpieczeństwa pożarowego. W przypadku zauważenia znamion pożaru dyżurujący strażak wszczynał alarm przy pomocy donośnego gwizdka, wydając charakterystyczne tony zwane „pikulikiem”. Na ten sygnał do akcji ruszała miejska straż ogniowa, która kierowana była w określone miejsce przez swojego kolegę dyżurującego na wieży ratuszowej. W nieco mniej odległych czasach dyżurny strażak nie używał już gwizdka, bowiem dysponował on znacznie nowocześniejszym wynalazkiem, jakim był telefon. 
Posterunek obserwacyjny miejskiej straży pożarnej na wieży jarosławskiego ratusza przetrwał do 15 października 1932 roku, kiedy to uznany został przez władze miasta za niepotrzebny przeżytek. Wywołało to jednak zaniepokojenie społeczne, czemu dano wyraz na łamach „Expressu Jarosławskiego”: „Jeśli względy oszczędnościowe były głównym powodem [zniesienia posterunku obserwacyjnego], to pozwalamy sobie podkreślić, że w niniejszym wypadku zakrawa to na paradoks. Śmiemy bowiem twierdzić, że zniesienie posterunku obserwacyjnego może tylko przynieść nieobliczalne szkody materialne, a na wypadek pożaru na peryferiach miasta i w okolicznych wioskach dobytek mieszkańców z powodu niemożności stwierdzenia pożaru przez straż miejską - a tym samym spóźnionej akcji tejże, może łacno obrócić się w perzynę. Dotychczas bowiem strażnik czuwający na wieży ratuszowej, stwierdziwszy pożar w mieście, czy też na peryferiach miasta lub okolicznych wioskach, natychmiast telefonicznie ze swojego posterunku zawiadamiał pogotowie straży pożarnej, która po kilku minutach - zależnie od odległości - jawiło się na miejscu przystępując do akcji ratunkowej. Obecnie z powodu zwinięcia posterunku obserwacyjnego, na wypadek pożaru poszkodowany ewentualnie pospieszy do posiadającego telefon i zawiadomi telefonicznie straż pożarną, co zdaniem naszym stanowczo opóźni akcję ratunkową, lecz pytamy co będzie na wypadek pożaru na peryferiach miasta, gdzie abonentów telefonicznych prawie, że nie ma, a o pożarze w okolicznych wsiach to chyba mowy nie ma, aby telefonicznie zawiadomić straż pożarną. Wytworzy się chyba - co nie daj Boże - taka sytuacja, że zawiadomiona straż pożarna przybędzie na miejsce, aby gasić zgliszcza. (…) Zaniepokojona tym zarządzeniem opinia publiczna zwraca się - za naszym pośrednictwem - z gorącym apelem pod adresem powołanych i miarodajnych czynników, aby w imię dobra i bezpieczeństwa miasta i powiatu przywrócono z powrotem niezwykle ważny posterunek obserwacyjny straży pożarnej na wieży ratuszowej. Z naszej strony wyrażamy niepłonną nadzieję, że zupełnie uzasadniony apel nie pozostanie echem głosu wołającego na puszczy”.
Nadzieja na przywrócenie posterunku obserwacyjnego okazała się jednak być „płonną”, a przyczyniły się do tego głównie względy oszczędnościowe, bowiem strażakom czuwającym na wieży ratusza trzeba było płacić stosowne wynagrodzenie, chociaż nie uczestniczyli oni w akcjach ratunkowych. Władze miasta doszły w związku z tym do przekonania, że w dobie rozwoju telekomunikacji umożliwiającej w razie potrzeby szybki kontakt ze strażacką bazą, likwidacja posterunku obserwacyjnego nie wpłynie ujemne na bezpieczeństwo pożarowe. Nie przejmowano się przy tym zapewne okolicznymi wioskami, bowiem straż miejska miała dbać przede wszystkim o bezpieczeństwo ogniowe jarosławian. W ten oto sposób bardzo długi i w swoim czasie niezwykle istotny epizod związany z bezpieczeństwem pożarowym Jarosławia i jego okolic, przeszedł do lamusa historii.
Zbigniew ZIĘBA
 

O AUTORZE 

Zbigniew ZIĘBA, budowlaniec, wieloletni pracownik wydziału rozwoju Urzędu Miasta Jarosławia, miłośnik zabytków i lokalnej historii, w latach 1984-1996 uczestnik akcji ratującej przed zagładą jarosławskie zabytki staromiejskie. Autor wielu publikacji oraz książek: m.in. „Jarosławskie cmentarze” (2008), przewodnika „Szlak historyczny miasta Jarosławia” (2013), współautor książki „Tajemnice jarosławskich podziemi” (2014), „Historia i pamięć w twórczości jarosławskiego Artysty Rzeźbiarza Stanisława Lenara”. W 1999 r. otrzymał ministerialną odznakę „Za opiekę nad zabytkami”, dwukrotnie uhonorowany statuetką Burmistrza Miasta Jarosławia „Jarosławem”. 

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo EkspresJaroslawski.pl




Reklama
Wróć do