Reklama

Z kart historii jarosławskiej straży ogniowej c.d.

Podobnie jak współczesna, również dawna straż ogniowa przeprowadzała ćwiczenia mające na celu podnoszenie poziomu wyszkolenia i sprawności bojowej strażaków. Pod koniec XIX wieku w Jarosławiu funkcjonowały dwie jednostki straży ogniowej - miejska (zawodowa) oraz ochotnicza. Ćwiczenia, zwłaszcza tej pierwszej, czyli miejskiej, ze względu na swą widowiskowość wywoływały powszechne zainteresowanie jarosławian, którzy chętnie przyglądali się popisom strażaków.

O tym jak wyglądały dawne ćwiczenia strażackie dowiedzieć się można z ich opisu zamieszczonego w „Gazecie Jarosławskiej” w lipcu 1892 roku: „Ćwiczenia próbne miejskiej straży pożarnej odbyły się na budynku ratusza i sądu pod komendą pana Michała Hatały wobec licznie zgromadzonej publiczności. Wspinanie się na dach, próby z wozem ratunkowym, dalej próby gaszenia ognia wężem wyciągniętym na dach budynku 2-piętrowego i spuszczanie się strażaków po linewkach założonych na drabinki, nie pozostawiły nic do życzenia, podnieść atoli w pierwszym rzędzie musimy dokładną znajomość sygnałów trąbkowych tak oddziału dachowego jako też sikawkowego i ratunkowego, tudzież szybkość wybierania się na miejsce pożaru. Przy tak wyćwiczonej straży ogniowej miejskiej, której dzielnie wtóruje straż ogniowa ochotnicza pod komendą p. Jana Koprowskiego nie powinno nas przerażać widmo pożaru. Zwrócić tu tylko musimy uwagę, że wąż sikawki jest za krótki i należałoby go jeszcze o kilka metrów przedłużyć, obecnie bowiem wystarcza na dach kamienicy 2-piętrowej tylko wówczas, jeżeli sikawka może podjechać pod sam dom, jeżeli by atoli to było niemożliwym wskutek przeszkód naturalnych lub przypadkowych natenczas okaże się on za krótki, by go można było wyciągnąć na dach palącego się budynku”. Należy tutaj uzupełnić, że całość ćwiczeń przeprowadzono na terenie Rynku, bowiem sąd w ówczesnym czasie funkcjonował w jednej z kamienic rynkowych (obecnie nr 5). 
Sprawność bojowa, jaką nabywano w czasie ćwiczeń, przynosiła nieocenione korzyści podczas rzeczywistych pożarów, a te w dawniejszych czasach zdarzały się bardzo często, przy czym ich główną przyczyną obok nieumyślnego zaprószenia ognia były celowe podpalenia. Zdarzało się niejednokrotnie, że w krótkim odstępie czasu wybuchało ich kilka, jak miało to miejsce m.in. w lipcu 1907 roku, o czym donoszono na szpaltach „Tygodnika Jarosławskiego”, kiedy to w samym tylko Jarosławiu w ciągu jednego tygodnia wydarzyło się ich aż trzy, w tym w jednym z domów mieszkalnych przedmiejskich, gdzie na skutek celowego podpalenia spalił się dach oraz w budynku tzw. „Gwiazdy” (obecnie ul. Franciszkańska 2) spowodowany „pozostawieniem jarzących się węgli” przez blacharza naprawiającego pokrycie dachowe, przy czym w tym przypadku nie odnotowano większych szkód, ponieważ ogień stłumiony został w zarodku przez miejscowych strażaków. Znacznie dramatyczniejszy przebieg miał pożar kamienicy przy obecnej ulicy Grodzkiej 2: „Po północy z środy na czwartek wybuchł groźny pożar na strychu nowej dwupiętrowej kamienicy majora Godzińskiego w rynku. Strażak pełniący służbę na wieży ratuszowej niepotrzebnie sygnalizował pożar uderzeniem dzwona, gdyż powinno to mieć miejsce dopiero na wypadek, jeśliby inną drogą nie mógł zaalarmować straży. Na odgłos dzwonka z ratusza zaczęto dzwonić w cerkwi na gwałt i pobudzono ludność. Przybyła na miejsce straż miejska pod przewodnictwem naczelnika p. Ziembowicza, wzięła się raźnie do pracy i nie dopuszczono ognia na zewnątrz, tak, że spaliła się tylko część wiązania [więźby dachowej - przyp. aut]. Dzielnie spisał się strażak Kopecki, stał bowiem na drabinie śmiało wśród płomieni i dymu buchającego okienkiem strychowym pod okapem dachu, a gdy tylko prądem wody nieco ogień przytłumił, wlazł okienkiem tym odważnie na strych i tam dalej pracował. Ludzie ze strachem spoglądali na strażnika, prorokując mu, na szczęście fałszywie, że odurzony dymem przytomność straci i spadnie z dwupiętrowej wysokości. (…) Przy tej okazji znów wylazło licho naszego biura budownictwa miejskiego. Sławne rowy brukowane zwane rynzalami zrobiły swoje. Sikawka jadąc w najszybszym tempie do ognia wyrżnęła przednimi kołami o rynzal, sworzeń nowy pękł i sikawka uległa takiemu uszkodzeniu, że pozostawiono ją na miejscu. Na szczęście żaden ze strażników nie odniósł uszkodzenia. Podobnych wypadków już było kilka, kilkakrotnie wywracały się beczkowozy przy przejeździe przez te rowy rynzalowe i strażnicy kaleczyli się. Powodem pożaru spisanego było według wszelkiego prawdopodobieństwa pozostawienie świecy na strychu wśród różnorodnych rupieci”.
Jak wynika z przytoczonych relacji, życie dawnych strażaków, podobnie jak ich współczesnych kolegów po fachu, nie było łatwe, a ich służba związana była bardzo często z dużymi niebezpieczeństwami. Nagrodą za ich trud i narażanie życia, oprócz stosownego wynagrodzenia za służebną pracę, był także powszechny szacunek ze strony tych, którzy byli przez nich chronieni, czyli mieszkańców miasta. Nie inaczej dzieje się współcześnie, bowiem według badań opinii publicznej współcześni strażacy cieszą się niemal stuprocentowym zaufaniem społecznym.
Zbigniew ZIĘBA

 

O AUTORZE

Zbigniew ZIĘBA, budowlaniec, wieloletni pracownik wydziału rozwoju Urzędu Miasta Jarosławia, miłośnik zabytków i lokalnej historii, w latach 1984-1996 uczestnik akcji ratującej przed zagładą jarosławskie zabytki staromiejskie. Autor wielu publikacji oraz książek: m.in. „Jarosławskie cmentarze” (2008), przewodnika „Szlak historyczny miasta Jarosławia” (2013), współautor książki „Tajemnice jarosławskich podziemi” (2014), „Historia i pamięć w twórczości jarosławskiego Artysty Rzeźbiarza Stanisława Lenara”. W 1999 r. otrzymał ministerialną odznakę „Za opiekę nad zabytkami”, dwukrotnie uhonorowany statuetką Burmistrza Miasta Jarosławia „Jarosławem”.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo EkspresJaroslawski.pl




Reklama
Wróć do