Reklama

Znamy wyniki XII Jarosławskich Potyczek Ortograficznych. Przeczytaj tekst dyktanda. Zobacz ZDJĘCIA

Dziś odbyły się XII Jarosławskie Potyczki Ortograficzne. Dyktando, które odczytał aktor Jacek Kawalec. Znamy już wyniki. Niżej publikujemy też tekst dyktanda,

W potyczkach brało udział blisko 150 osób. Wśród osób piszących dyktando byli m.in. radna wojewódzka Anna Huk,  starosta jarosławski Stanisław Kłopot i zastępca burmistrza Jarosławia Dariusz Tracz oraz naczelnik Wydziału Oświaty Starostwa Powiatowego w Jarosławiu Marta Kurpiel i skarbnik powiatu Agnieszka Mroczka. Autorami tegorocznego dyktanda są : dr Wojciech Maryjka z Instytutu Polonistyki i Dziennikarstwa Uniwersytetu Rzeszowskiego  oraz mgr Matylda Zatorska, doktorantka UR..Lektorem był Jacek Kawalec, który w przerwie zaprezentował energetyczny występ. Prace sprawdzało  ponad 20 nauczycieli z jarosławskich szkół.

WYNIKI

Reklama

Szkoły podstawowe

1.Julia Wojtuń (SP nr 11 w Jarosławiu)

2.Patryk Gaber (SP nr 4 W Jarosławiu)

3.Anna Ziober (SP w Ryszkowej Woli)

Nagroda honorowa – Weronika Prawecka


 

Szkoły ponadpodstawowe

1.Natalia Maryśkowa (LO im. Mikołaja Kopernika w Jarosławiu)

2.Weronika Kaszycka (Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Jarosławiu)

3.Barbara Kiełt (Zespół Szkół Ekonomicznych i Ogólnokształcących w Jarosławiu)

Nagroda honorowa – Sandra Czepiel

 

Kategoria otwarta

1.Jarosław Jurkowski

2.Izabela Tomoń-Bąk (PBW Rzeszów)

3. Wojciech Głąb (dyrektor SOSW w Jarosławiu)

Reklama

Nagroda honorowa – Barbara Kościelny (SMJ Jarosław)


 

A oto tekst dyktanda:

Podkarpackie wojaże

„Ależ heca, nie wierzę!” – zakrzyknął Andrzej z Drohobyczki, gdy jego żona Bożenka podała mu na śniadanie dwa croissanty z konfiturą i świeżo zaparzoną mokkę. Ten ultraobżartuch ni stąd, ni zowąd wkradł się chyłkiem do biało-zielonej kuchni, aż zatrzeszczały jasnokremowe żaluzje, po czym, trzęsąc półnagim brzuchem wychylającym się zza przykrótkiego podkoszulka, znienacka chwycił małżonkę wpół. Oznajmił gromko, że dziś wyruszają na górską wyprawę. Bożenka, na co dzień rozchwytywana mistrzyni żelowych i hybrydowych paznokci, żachnęła się zrzędliwie znad filiżanki z cappuccino, po czym ruszyła pakować sakwojaże i trzyipółletniego psa, choć nie marzyła o opuszczeniu Pogórza Dynowskiego. W tym czasie jej mąż przeglądał około trzytygodniowe oferty noclegów ekoturystycznych w Horyńcu-Zdroju i Mrzygłodzie, a nawet w Berehach, gdzie spędził ostatnie andrzejki. Wspominał niebosiężne szczyty Połoniny Wetlińskiej i Chryszczatej, które przemierzał wraz z towarzyszami wycieczek – świeżo upieczonymi inżynierami i swoją eksnarzeczoną, cherlawą nowotarżanką Kazimierą.

Rozchełstana Bożenka nie zamierzała dać się zapędzić na górskie szlaki ani oganiać od nienażartych komarów i krwiożerczych meszek nad Jeziorem Solińskim. Żądanie niewydarzonego brzuchacza uznała za faux pas. Postanowiła, że sprzeciwi się mężowskim mrzonkom. „Znalazł się quasi-obieżyświat!” – prychnęła. Wyobrażała sobie, jak podąża krużgankami krasiczyńskiego zamku, wiruje w tańcu pod kryształowymi żyrandolami sali balowej w Łańcucie i podziwia Podziemną Trasę Turystyczną w Jarosławiu, którą oglądała z Grażyną z Sandomierza, marzącą o karierze w show-biznesie [show-businessie]. Były z nich papużki nierozłączki i wciąż strzelały sobie selfie w pierzejach nieopodal kamienicy Orsettich [Kamienicy Orsettich]. A nuż nadarzy się okazja, by spożyć minikanapeczki z rzeżuchą i bakłażanem lub pepperoni w da Salvatore [Da Salvatore]. Westchnąwszy przeciągle, upchnęła w walizce żorżetową szmizjerkę i żakardowy żabot, pudroworóżową halkę, beżowo-żółte poncho [ponczo] i półbuty z wężowej skórki.

Tymczasem zhardziały Andrzej przemierzał wte i wewte [w tę i we w tę] jasnozielony trawnik, drepcąc po przywiędłych hortensjach. Mógłby odwiedzić Prządki lub Karpacką Troję w Trzcinicy. Później zamierzał puścić się kłusem na chyżym hucule albo ruszyć na łów w nieprzebyte bieszczadzkie ostępy nad brzegami Hoczewki lub innej leśnej strużki. Już czuł się jak honorowy husarz pędzący wśród łanów pszenicy – podkręcił wąsa, przeglądając się w lśniącej masce mercedesa ze skórzaną tapicerką. Chrząkając, wspomniał jeszcze o wspinaczce na przemyski Kopiec Tatarski. Gdy usiadł za kierownicą i przekręcił kluczyk, silnik zarzęził przeciągle. „Tośmy pojechali” – rzucił wkurzony. „Andrzeju, nie denerwuj się. Słuchać hadko” – skarciła go naprędce Bożenka.

hl

FOT. Hubert Lewkowicz 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Wróć do