
Według przytaczanego przez ks. Józefa Tischnera góralskiego powiedzenia są trzy prawdy: „Święta prawda, też prawda i gów… prawda”. Którą z nich jest „Cała prawda”, ulotka wyborcza burmistrza, a zarazem kandydata Waldemara Palucha, rozrzucona po mieście dwa dni przed wyborami, a potem rozlana po internecie, niech Czytelnicy ocenią sami.
Nie będę odnosić się do wszystkich „prawd” zapisanych w ulotce, a jedynie do „całej prawdy” dotyczącej mnie i gazety, którą wydaję.
Cała prawda byłaby wówczas, gdyby Waldemar Paluch przytoczył w swoich materiałach wyborczych 16 stron uzasadnienia postanowienia Sądu Okręgowego w Przemyślu, który oddalił jego wniosek o ukaranie mnie w trybie wyborczym. Tymczasem on zacytował tylko wyrwane z kontekstu dwa zdania z 16 stron i nie wspomniał, mówiąc kolokwialnie, że przegrał.
Waldemar Paluch chciał być rzetelny, zarzucając mi brak rzetelności, choć sąd orzekł inaczej.
Cytat uzasadnienia postanowienia sądu:
"W istocie sporny materiał nie potwierdza nierzetelności w działaniu uczestnika”.
Mógł zacytować całe uzasadnienie, a przynajmniej te istotne części, które, diametralnie zmieniają sens przekazu w materiałach wyborczych okrzyczanych „Całą prawdą”.
Fakt, że gdyby opublikował uzasadnienie, musiałby przyznać się do przegranej. A tak rozstrzygniecie sądu pozostawił w sferze domysłów. A tu domysłów nie ma, tu są fakty. Po prostu przegrał.
Przegrał, ale mógł się przecież odwołać do Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie. Skorzystał z takiej możliwości dzień wcześniej, gdy nie zgodził się z tym samym sądem po wydaniu postanowienia w środę, 3 kwietnia. Przypomnijmy, że pozwał jednego z kandydatów na radnego, a dziś radnego Rady Miasta Jarosławia Macieja Dymnickiego za wpis na profilu społecznościowym. Sąd w pierwszej instancji oddalił wniosek pana Palucha, a gdy ten się odwołał – przegrał w Sądzie Apelacyjnym w Rzeszowie. Dlaczego Waldemar Paluch nie odwołał się od postanowienia w sprawie mojego artykułu? Bał się ponownej, czwartej przegranej? Czy już wiedział, że bardziej opłaci mu się oszkalować mnie w swoim wyborczym materiale, bo wówczas nie będę miała możliwości odniesienia?
Wygodniej jest wyrwać dwa zdania z kontekstu z 16-stronnicowego uzasadnienia sądu i podważać moją rzetelność i autorytet. Ale sąd w uzasadnieniu napisał co innego:
Cytat uzasadnienia postanowienia sądu:
„W ocenie Sądu sformułowania i informacje, którymi posłużyła się dziennikarka Ewa Kłak-Zarzecka mieszczą się w granicach dopuszczalnej krytyki i prowokacyjności przedwyborczej. Intensywne zainteresowanie mediów kandydatami na publiczne stanowiska to koszt, z którymi osoby publiczne muszą się liczyć, a stawianie mediom w okresie przedwyborczym wymogów wyższej staranności mogłoby skutkować efektem mrożącym i niepożądanym dla transparencji życia publicznego”.
W „Całej prawdzie” pan Paluch sugeruje, że Ekspres Jarosławski powstał w odwecie zwolnienia mnie przez niego z pracy. Nie wspomina, że zanim podjęłam pracę w Urzędzie Miasta w 2012 roku, od 1995 roku pracowałam jako dziennikarz w Gazecie Wyborczej w Rzeszowie, zakładałam i kierowałam Gazetą Jarosławską, a od 1997 roku do końca 2011 byłam dziennikarzem Życia Przemyskiego, a potem Podkarpackiego, bo taką nową nazwę tygodnik obrał po reformie administracyjnej naszego państwa. Tak, przyznaję, burmistrz Paluch zwolnił mnie kilka dni po objęciu urzędu. Ale to, że był szybszy ode mnie, nie oznacza, że chciałam z nim pracować. I to chyba naturalne, że powróciłam do dziennikarstwa, zawodu, który wykonywałam wcześniej przez 16 lat.
Wielu dziennikarzy na całym świecie rezygnuje po latach pracy w tym zawodzie i przechodzi na drugą stronę - do biur komunikacji lub wciela się w rolę rzeczników prasowych. Na całym świecie nikogo to nie dziwi. Mało tego, wielu dziennikarzy z naszego regionu pracuje na zlecenia samorządów, a pan Paluch sam z takich rozwiązań korzystał. Dlaczego więc pan Paluch i jego środowisko jest tym oburzone, że zrezygnowałam z dziennikarstwa i przez niespełna 3 lata pracowałam w urzędzie i zajmowałam się współpracą z mediami, a potem do dziennikarstwa powróciłam? Od 9 lat stanowi to temat hejtu wymierzonego we mnie. Nawet sądową linię obrony pan Paluch chciał na tym oprzeć, ale sąd to oddalił.
Z prasą można się nie zgadzać, spierać, polemizować, pisać sprostowania i wyjaśnienia. Ostatecznie, gdy publikuje nieprawdę, pozywać do sądu. Ale środowisko Waldemara Palucha wybrało hejt, atak i obrażanie, zamiast współpracy, takiej zwykłej opartej na przepisach Prawa prasowego. Nie chodzi mi o ogrom płatnych artykułów, jak to jest w przypadku innej lokalnej prasy.
Skąd więc absurdalne zarzuty w pozwie sądowym skierowanym w trybie wyborczym, że o obecnym burmistrzu na przestrzeni lat publikujemy wyłącznie negatywne artykuły? Udowodniłam zresztą, że jest to nieprawdą. Że nie piszemy o panu Paluchu pozytywnych artykułów? Kto bronił burmistrzowi zamieszczać płatne materiały, jak to robił w przypadku innego lokalnego tygodnika i pisać same peany na swoją cześć? Niezależne media to nie jest biuletyn władzy, by tylko ją wychwalać.
Pan Paluch zarzucił nam w pozwie, że napisaliśmy o konwencjach wyborczych kandydatów na burmistrza Piotra Kozaka i Marcina Nazarewicza, a o jego konwencji nie. Ale pisząc pozew zapomniał chyba, że nas na tę konwencję nie zaprosił, że nie wysłał materiału prasowego z prośbą o publikację. Dziś w swojej wyborczej ulotce przytacza dwa zdania z 16-stronnicowego uzasadnienia, by przedstawić „całą prawdę”. Jaką prawdę? Czyją prawdę?
Pan Paluch pozywa mnie do sądu, bo opisałam w kampanii wyborczej część sieci powiązań w ratuszu i jednostkach podległych. Kampania wyborcza trwa od lutego. Czy to oznacza, że w tym czasie nie możemy podejmować kontrowersyjnych tematów, bo to negatywna agitacja? Mamy nie pisać zatrwożeni, że możemy zostać pozwani w trybie wyborczym? Tak to nie działa, o czym sąd również wspomniał w swoim uzasadnieniu.
Sąd wspomniał także o tym, że świadkowie Tomasz Wywrót (dyrektor CKiP), Magdalena Cisek-Skiba (radna, główna księgowa w SP nr 1) oraz Szczepan Łąka (przewodniczący rady miasta, nauczyciel obecnie w SP nr 11) potwierdzili swoje funkcje. Nie dane było zeznawać dwóm pozostałym świadkom, Elżbiecie Śliwińskiej-Dąbrowskiej (dyrektor JOKiS) oraz radnej Dorocie Batiuk-Jankiewicz, bo mecenas pana Palucha wycofał tych świadków po przesłuchaniu pierwszej trójki.
Cytat uzasadnienia postanowienia sądu:
„Sąd uwzględnił również zeznania świadków, jak i stron w zakresie w jakim potwierdzili swoje funkcje i pozycje w radzie miasta, w urzędzie miasta oraz jednostkach podległych”.
Dziś dochodzą do mnie głosy, że pan Waldemar Paluch i powiązani z nim ludzie ogłaszają publicznie, że przygotowują pozwy sądowe z powództwa cywilnego, czy nawet już złożyli. Mają takie prawo. Każdy ma prawo polemizować z publikacją. Ale gdy decyduje się pełnić funkcję publiczną musi się z tym liczyć, że niewygodne dla niego sprawy mogą zostać opisane. O tym zresztą sąd w swoim uzasadnieniu wielokrotnie wspominał.
Cytat uzasadnienia postanowienia sądu:
„Informacje podane w spornym artykule okazały się co do zasady prawdziwe, a forma publikacji mieści się w granicach dozwolonej krytyki dziennikarskiej i odpowiada jego publicystycznemu charakterowi. W tym miejscu zauważyć należy, że swoboda dziennikarska obejmuje także możliwości posłużenia się przez dziennikarza w pewnym stopniu przesadą, a nawet prowokacją wówczas, gdy debata publiczna dotyczy spraw budzących zainteresowanie, a w grę wchodzi reputacja osoby pełniącej funkcję publiczną”.
Dwadzieścia lat temu za artykuł o sieci powiązań urzędowych otrzymałam nagrodę Fundacji Batorego i wręczał mi ją czołowy dziennikarz śledczy Piotr Pytlakowski. Ale pan Waldemar Paluch pewnie o tym nie wie. Nie zajmował się wówczas sprawami społecznymi czy samorządem. Prowadził wówczas sklep obuwniczy. Nie chcę pana Palucha dyskredytować. Ale życzyłabym sobie, by on i jego ludzie nie robili tego w stosunku do mnie, dziennikarza z 26 letnim stażem, od 9 lat wydawcy lokalnej gazety i właściciela znaczącego w tym środowisku portalu internetowego.
Zastanawiam się od lat, czy Waldemar Paluch i jego środowisko nie rozumie roli mediów, czy nie chce rozumieć? Od 9 lat jesteśmy przez nich obrażani, szkalowani i wyśmiewani na forach internetowych, w mediach społecznościowych czy materiałach wyborczych, czego Czytelnicy byli i są świadkami. Podważana jest nasza wiarygodność, wiarygodność naszych artykułów, prowadzonych przez nas akcji, choćby ostatnie sondy internetowe, chociaż wszyscy dobrze wiedzą, że nie można im nic zarzucić, bo w naszej sondzie można oddać tylko jeden głos. I może to jest właśnie największym problemem niektórych osób i powód, by oczerniać redakcję?
Wobec prawa każdy jest równy. My również mamy prawo powierzenia osądzenia niektórych „prawd” przez wymiar sprawiedliwości i uważam, że jest to właściwy czas na tego typu decyzje.
Ewa KŁAK-ZARZECKA