
Jest tu palenisko, kowadło na pniu, ręczna wiertarka i wiele innych, dziś zapomnianych narzędzi. Nie ma tylko kowala. Kowal Roman Ciuba, znany nie tylko w Tuligłowach, ale w całej okolicy, zmarł bardzo młodo. Ale po nim pozostała nie tylko kuźnia, także pamięć i kilka wozów, które jeszcze jeżdżą po wsi.
Nad Tuligłowami w gminie Rokietnica wznosi się krzyż i maszt, na którym od czasu do czasu powiewa biało-czerwona flaga, a obok wita nas postument Ojca Świętego Jana Pawła II. Jednak, gdy tuż przed szczytem wzniesienia zboczymy w dróżkę w lewo, zobaczymy przepiękną panoramę Rokietnicy, ale też niecodzienny drewniany, mały domek. To kuźnia z całym wyposażeniem, niestety już bez kowala i od 35 lat zamknięta. Andrzej Ciuba, syn kowala, pamięta lata, gdy ojciec rozpalał żar, kuł podkowy, czy podkuwał konie.
– Ojciec przyjeżdżał wieczorem z pola narobiony, a tu z pięciu chłopów stoi: - Romek, podkuj mi konia - proszą. Bo konia trzeba było podkuć co trzy miesiące. I ojciec zamiast odpocząć, szedł do kuźni. Zanim obkuł pięć koni, nie było czasu na spanie. Skoro świt znowu w pole. Nie było łatwo, pole do obrobienia, w domu były krowy, świnie. Wodę nosiło się z sadzawki. Ciężko było – wspomina odlegle czasy.
Roman Ciuba był kowalem na całą okolicę. Jego syn Andrzej, który mieszka w rodzinnym domu obok kuźni, opowiada, że ojciec uczył się na kowala u mistrza Kisały w Kuńkowcach pod Przemyślem. – Razem ze swoim ojcem wystawili kuźnię. I od tej pory ludzie zjeżdżali z całej okolicy. Pamiętam, czasami skwar był, a ojciec rozpalał piec, a tam prawie 1 300 stopni, i wykuwał nowe podkowy, kuł płozy do sań, okucia do wozów czy bryczki – mówi Andrzej Ciuba. Wspomina sąsiada - stelmacha. – To był fachowiec. Przeżył obóz koncentracyjny, tylko dlatego że był dobrym rzemieślnikiem, stawiał tam baraki. Jak wrócił, sam wybudował dom i stodołę – pokazuje na drewniany dom obok kuźni. – W tym domu mieszkał, robił bryczki, sanie, wozy kute na obręcze, później wozy na kołach gumowych. Wszystko do nas znosił, a ojciec kuł. Jeszcze dziś po wsi jeżdżą wozy po ojcu. To wszystko ręczna, porządna robota – zachwala.
Kowal Roman Ciuba nie należał do Cechu Rzemiosł Różnych. – Gdyby płacił, miałby na starość parę groszy, ale on starości nie doczekał. Zmarł, gdy miał 56 lat. W ogóle życie układało mu się, nie tak jak trzeba. Najpierw zmarła pierwsza żona. Miał z nią dwóch synów. Potem ożenił się drugi raz. Miał jeszcze czwórkę dzieci. Ale niedługo cieszył się tym życiem. Ojca nie ma już 35 lat. Kuźnia stoi od tego czasu zamknięta. Czasami próbowaliśmy zrobić coś z bratem. Jakieś brony nam się udało, siekierę poklepać, lemiesz do pługa. Ale żeby okuć wóz, na to trzeba mieć już kwit – mówi Andrzej Ciuba.
Kuźnia stoi zamknięta, ale wyposażenie w niej kompletne. Nadal na wprost wejścia stoi palenisko zbudowane z cegły, przed nim na środku na pniu kowadło, są tu młoty, kleszcze, ręczna wiertarka, imadła i inne narzędzia. Chociaż już nie służy do podkuwania koni, to dla lokalnej społeczności ma duże znaczenie. Może kiedyś powstanie tu izba pamięci, w której młodzi mieszkańcy gminy będą mogli zapoznać się z tym zapomnianym rzemiosłem. Na razie zdjęcie kuźni możemy znaleźć w nowym przewodniku wydanym przez Urząd Gminy w Rokietnicy, a jej wnętrze obejrzymy w powstającym filmie promującym gminę, który niebawem będzie można znaleźć na stronie internetowej gminy Rokietnica.
Ewa KŁAK-ZARZECKA
FOT. Ewa Kłak-Zarzecka
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie