
W ustroju demokratycznym – opartym, jak wiadomo, na pełnym równouprawnieniu politycznem ogółu obywateli bez względu na census majątkowy, census wykształcenia, uświadomienia i wyrobienia społeczno – politycznego - panuje wszechwładnie taktyczna zasada większości. Ona decyduje zarówno o układzie władz naczelnych jak i o ogólnych, zasadniczych kierunkach polityki państwowej. Środkiem wyłonienia tej większości są wybory, a więc akt o podstawnej doniosłości polityczno – prawnej, przez który ogół obywateli przelewa na swych najlepszych i najtęższych wybrańców własne prawo i obowiązek zarazem troszczenia się o dobro i pomyślny rozwój całej społeczności.
Wybory tedy to niejako przegląd i wzajemna konfrontacja troskliwej i twórczej myśli obywatelskiej, słowem zwierciadło, w którem odbija się całość twórczego a tak skomplikowanego życia danego naród. Gdy naród jest zdrowy a obywatel jest obywatelem w całem słowa tego znaczeniu tj. zna swe prawa i obowiązki i ma żywe pojęcie o interesie całości – to wybory spełniają twórczą i pożądaną rolę w organizacji społeczno-politycznej. Jeśli natomiast większość obywateli stanowi ciemny i bezkrytyczny tłum jednostek „uzbrojonych” nieopatrzno w prawo głosowania – to wybory sa nie tylko jakiemś tragicznem nieporozumieniem ze stanowiska interesów danej społeczności, ale wdzięcznem żerowiskiem i odskocznią dla różnych karjerowiczów politycznych, często nawet umysłowych i moralnych, szarlatanów społecznych, słowem całej zgraji kombinatorów, któraby w innych warunkach nie mogła i nie śmiała nawet wpłynąć na powierzchnię życia społecznego najmniejszego choćby i mało znaczącego środowiska.
Podkreśliliśmy uprzednio, że wieś nasza jest dopiero surowcem, że obywatelstwo mas ludowych sprowadza się jeszcze dzisiaj do pojęcia liczby i sumy głosów wyborczych, słowem jest jeszcze prymitywem życia kulturalnego, społecznego i politycznego.
Jakież to wdzięczne pole dla naszych domorosłych typów kombinatorów politycznych. Zorjentowali się oni wmig w środowisku, które obrali sobie jako teren działania. Wiedzą dobrze, że mogą tu żerować z widokami na duże powodzenie. „Demokracja” dawała im i daje formalne prawo docierania wszędzie jako obywatelom do obywateli.
Dawne, przedwojenne jeszcze, szlachetne hasła, „pójścia w lud” pokrywały i pokrywają wobec szerszej opinii te, ich wysoce podejrzane machinacje, nimbem wzniosłej i patrjotycznej misji społecznej, a „pracę” swoistą wśród ludu ułatwia powojenny chaos, zasilany ustawicznie potokiem haseł i pomysłów o podkładzie bolszewickim, obiecujących w krótkiej drodze raj nowego życia na ziemi, po doraźnem zburzeniu „starego” porządku.
Więc „poszli w lud”, idą ustawicznie i tkwią w nim! Czy poto, by go uobywatelić, by go „podnieść, uszczęśliwić, by nim cały świat zadziwić”? O – nie! To jest zwykła kombinowana chytrze, wyprawa po złote runo głosów na okres wyborów, za cenę nieodpowiedzialnych i nierealnych przeważnie programów, haseł i obietnic, których w szczęśliwym wypadku dojścia do władzy i wpływów, realizować się nieda lub nawet nie zechce. Gazeta Jarosławska, nr 5 z 26 lutego 1933 r.Gazeta Jarosławska, nr 5 z 26 lutego 1933 r.
Uobywatelanie bowiem mas – to praca ciężka, niewdzięczna często dla danego pioniera, bo tu nieraz trzeba gromić ciemnotę, ganić ospałość i lenistwo, wzywać do wysiłku i wykazywać, że poprawa położenia i lepsza przyszłość każdego obywatela w pierwszym rzędzie od niego samego zależy. Tą przeto drogą trudno uzyskać powszechny i doraźny poklask, uznanie a tem bardziej głosy w czasie walki wyborczej. Dla tego rodzaju uczciwych działaczy uznanie przychodzi zwykle po… śmierci.
Gazeta Jarosławska, nr 5 z 26 lutego 1933 r.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie