Reklama

40.rocznica wprowadzenia stanu wojennego. O buncie młodych pisze Tomasz Petry

Z okazji niedawnej 40. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego publikujemy fragment przygotowywanej do druku książki, której aporem jest Tomasz Petry.

BUNT (cz.2)

Godz. 4.O0 – już zaczyna znikać noc. Widzimy pierwszych żołnierzy w hełmach, z bronią na plecach (Bieszczadzka Brygada WOP). Dowódca rozprowadza trójki. Większość zomowców schodzi. Żołnierze pytają , o co tu chodzi. Ktoś z funkcjonariuszy wyjaśnia, żeśmy się zabarykadowali. Podejmujemy więc akcje wyjaśniającą. Z różnych okien internowani opowiadają całe zajście. Przedstawiają żołnierzom, jacy ludzie znajdują się wśród internowanych, jacy to „wrogowie ludu” ośmielili się przeciwstawić władzy.

Jest godz. 5.45. Na „koguciku” sierżant „Wypiska” (Rajzer) umocowuje RKM, zakłada taśmę, mierzy po naszych oknach. Widać, że z chęcią nacisnąłby spust. Odstawia RKM na bok.

Nowi żołnierze z nasadzonymi na broń bagnetami pojawiają się wokół obozu. Znowu wyjaśniamy im, o co chodzi. Młodzi, sympatyczni chłopcy. Niektórzy patrzą w ziemię. Jest im zapewne nieswojo. Milicjanci zakazują im rozmów z nami. Oni nie słuchają. Traktują milicjantów jak powietrze i odsuwają się od nich. Jeden z żołnierzy podejmuje rozmowę z zomowcami. Drugi zwraca mu uwagę: „Z kim ty rozmawiasz”. Zomowiec odchodzi.

Do budynku wchodzi paru oficerów ze służby więziennej i oddziałowi. Zastają porządek. Chwilę z kimś z naszych rozmawiają. „Zwyżkowi” z wieżyczki wyzywają nas wulgarnie. Niektórzy im odpowiadają, ale ktoś przecina tę „dysputę”.

Godz.7.00. Wiemy już, że ataku ZOMO nie będzie. Ale spodziewamy się innych reperkusji. Niektórzy są już spakowani. Brama na mały spacerownik otwarta, niektórzy spacerują. Parę osób wyszło przez dziurę w siatce na duży plac. Zawracają ich funkcjonariusze więzienni. Przed więzieniem znajdują się już samochody „suki". Przed bramą rozwinięte węże strażackie. Nadchodzą też „klawisze” z psami. Więźniowie przynoszą śniadanie. Grupa przy oknach skanduje: „Wojsko z nami! Wojsko z narodem!”

Godz.9.00. Na modlitwie w kaplicy dziś bardzo dużo osób.

BUNT (cz. 3)

Godz.9. 20. – przed nasz pawilon zajeżdża więzienna nyska. Z megafonu rozlega się komunikat komendanta o przetransportowaniu do innego ośrodka części internowanych. Wyczytywane są nazwiska Ślązaków. Także wszyscy z Krosna i Przemyśla muszą spakować się i przygotować do transportu – czas do godz.10.20.

Żegnamy się z kolegami. O 10.20 zdajemy wyposażenie więzienne (koce, prześcieradła, poduszki itp.). W tym czasie do budynku wchodzi ponad 30-osobowa grupa „klawiszy”. Wszyscy uzbrojeni w hełmy z przysłonami, w tarcze i różnej długości pałki. Na przedzie prowadzi kpt. Janiszewski, „najdostojniej” uzbrojony. Wielu z nich to nasi dobrzy znajomi, którzy z nami przebywali i wydawali się być nam sprzyjający. Teraz wyglądają groźnie. Niektórzy mają butny wyraz twarzy, inni, jakby zawstydzeni i niepewni. Unikają naszych spojrzeń.

Obstawili wszystkie cele i klatkę schodową. Na ich wejście, znajdujący się na spacerowniku chłopcy zaczęli śpiewać. Jakiś SB-ek fotografuje wszystkich śpiewających. Niektórzy z „rycerzy” butnie wywijają pałami. Wśród nich wyróżnia się grubasek Rajzer „Wypiska”. Z niektórymi wywiązuje się dyskusja na temat godności oficera z orłem na czapce, na temat systemu, na temat patriotyzmu. „Rycerze” jakby zmiękli. Buta znika. Tylko niektórzy odgrażają się, szydzą, prowokują. Pozostali starają się chować pałki w rękawy, zdejmują kaski. Sadzę, że byli bardziej wystraszeni niż my. Z niektórymi wywiązuje się normalna rozmowa – już bez strachu i nienawiści. Próbujemy dowiedzieć się czegoś o miejscu nowego przeznaczenia. Współczują nam. Przed nami Łupków. Jedna grupa ma jechać w inne miejsce.

Godz.12.00. Biegnie lekarz MSW. Prosi o wyprowadzenie chorych – Śledzia i Ryśka S.

K. (Kopański) dyskutuje z kpt. Janiszewskim na temat ludzi po przeciwnych stronach barykady, uwikłanych w prawa „systemu”. Dyskusja jest grzeczna, spokojna. W tym momencie koledzy z Rafałem Szymońskim wyprowadzają Śledzia i Ryska S. Ci dwaj to już wraki ludzkie. Płaczą załamani, zwłaszcza Śledź, który ledwo powłóczy nogami. Wszyscy milkną, mają łzy w oczach. Sierżant w kasku, stojący obok, ukrywa siłą wzruszenie i wstyd. Patrzy w dal. Policzki mu drgają. Wydaje mi się znajomy. To jeden z naszych oddziałowych, „Gruzin” – zawsze uprzejmy, życzliwy – dziś wolałby tu nie być. Mówimy specjalnie głośno o chorobie tych dwóch, klawiszom. To o nich właśnie poszło. „Gruzin” znika w dyżurce i więcej się nie pojawia.

Spoglądam na pobliskie pagórki. Na każdym z nich grupy zomowców. Obserwują nas przez lornetki.

Biorą nas po dwóch. Najpierw Krosno i część Ślązaków z pierwszego pawilonu. Znak „Victoria” i śpiew. Na pierwszym pawilonie transparent: „NARÓD ZWYCIĘŻY!”.

Przed załadowaniem do „suk” szczegółowa i brutalna rewizja w sali widzeń, do której doprowadzani jesteśmy wśród urągań i drwin ze strony nieżyczliwych nam „klawiszy- szaraków”. Prowokacyjne ich zachowanie pozostaje bez odpowiedzi z naszej strony.

Sala widzeń pełna „klawiszy i SB-ków. Uwijają się jak w ukropie. Są brutalni, ordynarni. Jest tu „Loczek” (plut. Stach), sierżant Rajzer”, Wypiska”, jest por. Łopuszański Lucjan z Krosna. Są w swoim żywiole. Jest także sierżant Franek i tam rewizja przebiega łagodnie.

Wśród kpin i niewybrednych żartów Lucek Łopuszański, Stach, Rajzer i inni SB-cy wysypują nasze rzeczy. Polują szczególnie na pieczątki obozowe. Zazdroszczą nam darów żywnościowych z zagranicy. Są przy tym bardzo złośliwi. Prowokują. Łopuszański z wściekłością, ostentacyjnie rzucił na podłogę i podeptał znaczek „Solidarność”. Tyle nienawiści do względnie małej rzeczy. Przykre to. Z równą wściekłością traktował też Łopuszański krzyże robione przez nas. Zwłaszcza te opisane, ze znakiem „Solidarności” (często już poświęcone) rozbierał i łamał. Podobnie czynił jeszcze jeden „klawisz" plutonowy, który wcześniej zhańbił się, kradnąc po „widzeniu” koledze jedną paczkę żywnościową. Teraz mścił się na nim, bo jego upatrzył sobie do rewizji. Pożegnał go słowami: „Jak cię jeszcze spotkam w Przemyślu, to cię ch… zajebię”.

Po dokładnym przeszukaniu i przeczytaniu korespondencji i notatek, każą nam szybko pakować rzeczy. Jest to trudne, bo wszystko jest wymieszane. Jakoś sobie dajemy radę. Jeszcze parę wyzwisk pod naszym adresem i wychodzimy.

Wsiadamy do „suk”. Przemyśl w pierwszej, do pozostałych Krosno i Śląsk. Jesteśmy ściśnięci, brak powietrza. „Suki” wewnątrz przedzielone ścianką na pół. Z jednej strony wypada siedzieć naprzeciw siebie 11 osobom. Z drugiej strony, za ścianką - tak samo. A jeszcze bagaże – torby, reklamówki trzymane w rękach, na kolanach. Tak ściśnięci czekamy jeszcze godzinę i 20 minut na załadowanie pozostałych. Ruszamy o godz. 14.15 w nieznane – Łupków, Załęże, czy tez gdzieś, na drugi kraniec Polski?.....

Godz. 15.45 – jesteśmy w Łupkowie. 21 z woj. przemyskiego i 21 z woj., krośnieńskiego. Zabrakło wśród nas Ślązaków i 11 kolegów z woj. krośnieńskiego, których wywieziono w nieznane.

Podpisali: Adam Szostkiewicz, Ryszard Buksa, Andrzej Wyczawski, Stanisław Drabin, Andrzej Dolata, Tomasz Petry, Stanisław Kusiński, Sławomir Dziennik, Andrzej Kucharski, Józef Stochmański, Jacek Janiszewski
 

IV.

TRANSPORT DO OBOZU

Kolejny dzień, czwartek. Tej nocy trochę drzemałem, budząc się co jakiś czas, by zmienić pozycję i dać odpocząć niektórym częściom ciała od twardego podłoża. Przyzwyczailiśmy się do smrodu, ale dokuczał brak możliwości umycia się. Janusz dostał dreszczy, więc dałem mu płaszcz, w którym trochę pochodził po celi, a potem położył się i nakrył się nim.

Zmianę strażnika w tym dniu miał stary milicjant, którego nasz stomatolog Andrzej rozpoznał jako posterunkowego z Birczy. Za jakieś przewinienie został „zesłany do ciupy”. Poczęstował Andrzeja papierosem i powiedział, że wieczorem nas wywiozą do obozu. Przyjęliśmy to jako zbawienną wiadomość, bowiem dość już mieliśmy tej celi - tego smrodu, brudu, twardej scenki, widoku obskurnych, spleśniałych ścian.

Liczyliśmy niecierpliwie godziny, a czas, jak na złość, biegł powoli. Ten dzień dłużył się niesamowicie. Wypełnialiśmy go rozmową. Korzystając, że nie ma już wśród nas kapusia, mogliśmy swobodnie mówić o swojej działalności związkowej, o tym, co się stało, o naszych rodzinach.

Gdzieś ok. szesnastej (strażnik poinformował nas o godzinie) zaczęto nas brać pojedynczo na przesłuchania. Właściwie nie było to przesłuchanie, tylko luźno zadawane przez kpt. Dembskiego pytania: czy nie zmądrzeliśmy przez ten czas?; po co nam to było? itd. Mówił, że gdyby mógł, to inaczej by z nami rozmawiał. Mówił też, że „Solidarności” już nie będzie, że nasze mrzonki o niej możemy sobie wybić z głowy. Zwracał się do mnie w liczbie mnogiej, choć byliśmy tylko dwaj. Dolata i Kurowski byli na rozmowie wcześniej.

Nie chcąc dawać Dembskiemu pretekstu do agresji, wszystkie jego uwagi zbywałem milczeniem. Na koniec podsunął mi DECYZJĘ O INTERNOWANIU oraz NAKAZ ZATRZYMANIA, abym ten ostatni dokument podpisał. Przeczytałem, że nawoływałem do niepokojów społecznych, że moja działalność zagrażała ustrojowi i sojuszom, że planowałem napad na magazyny wojskowe w Kidałowicach. Ogarnęło mnie oburzenie wobec takich wymyślonych zarzutów, więc, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji, dokonałem pierwszego aktu oporu.

- Tego nie będę podpisywał – powiedziałem z pełną determinacją w głosie i - chcąc zaznaczyć jakoś swój sprzeciw wobec tych zarzutów - pod miejscem oznaczonym na podpis zatrzymanego napisałem: Brak podstawy prawnej i odmawiam podpisu. Przemyśl, 17.XII.1981 r. T. Petry.

Nie wiedziałem, czy ma to jakieś znaczenie z prawnego punktu widzenia, ale dla mnie było ważne, że nie podpisałem „ich” decyzji, tylko swoją adnotację.

Zobaczyłem wściekłość na twarzy Dembskiego, ale było mi już wszystko jedno. Kiedy raz pokona się strach, przestajemy się już bać.

- Ręce! – warknął przez zaciśnięte zęby Dębski i sięgnął za siebie. Wyciągnąłem dłonie i…pierwszy raz w życiu poczułem na przegubach kajdanki. Zawołał funkcjonariusza, który przyniósł mój bagaż. W dużej, brązowej kopercie były sznurowadła, pas od spodni, zegarek i srebrny łańcuszek z medalikiem. Zostałem na chwilę rozkuty, bym mógł zasznurować buty, założyć pas, zegarek i łańcuszek. Kazano mi ubrać płaszcz i znowu skuto ręce.

Trzymając przed sobą teczkę i szmacianą torbę, schodziłem za funkcjonariuszem do wyjścia. Była już chyba osiemnasta. Odurzyło mnie mroźne, świeże powietrze. Przed wejściem stał kryty plandeką milicyjny gazik, do którego mnie wsadzono. Siedzieli już w nim Andrzej i Janusz, plecami do kierowcy, również skuci kajdankami. Obok nich usadowił się jeden funkcjonariusz, obok mnie, na przeciw moich współtowarzyszy niedoli, drugi. Dembski usiadł obok kierowcy.

Jechaliśmy dość długo. Funkcjonariusze zabronili nam rozmawiać, wiec podróż okropnie się dłużyła. W pewnym momencie, na bieszczadzkich serpentynach wpadliśmy w poślizg i omal nie przewróciliśmy się. Odczuliśmy to natychmiast na przegubach dłoni, gdyż w trakcie gwałtownych ruchów spowodowanych ostrym hamowaniem i wyprowadzaniem pojazdu z poślizgu, nasze kajdanki zacisnęły się bardziej i zaczęły niesamowicie uwierać. Na szczęście ten stan nie trwał już tak długo, gdyż zbliżaliśmy się – jak wywnioskowaliśmy z rozmowy Dembskiego z kierowcą – do celu naszej podróży, do obozu odosobnienia w Uhercach.

 

TOMASZ PETRY - nauczyciel i działacz opozycji demokratycznej w latach 80-
tych w Jarosławiu. We wrześniu 1980 przewodniczący Tymczasowego Zarządu
Komitetu Założycielskiego „Solidarności” Nauczycielskiej, przewodniczący
Komisji Okręgowej Pracowników Oświaty i Wychowania w Jarosławiu.
16 grudnia 1981 internowany w Ośrodku Odosobnienia w Uhercach, następnie
w Nowym Łupkowie. W latach 1982-1989 kolporter wydawnictw podziemnych,
we współpracy z parafią Matki Boskiej Bolesnej w Jarosławiu, współorganizator
Duszpasterstwa Nauczycieli, uroczystości rocznicowych, cyklu spotkań z ludźmi Kultury Niezależnej ABC Chrześcijaństwa. Wielokrotnie zatrzymywany i przesłuchiwany.

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Kazimierz - niezalogowany 2021-12-20 13:28:00

    To co dla naszego pokolenia jest znane, niestety dla młodzieży wydaje się czasami odległymi. Dobrze, że jako świetny pedagog i patriota poświęcasz swój czas na utrwalenie pamięci okresu stanu wojennego i z autopsji wyraziście przedstawiasz losy osób internowanych w obozach Uhercach czy w Łupkowie. Za Twoją patriotyczną postawę i poświęcenie w tych trudnych czasach należą Ci się szczególne słowa uznania i podziękowania. Serdecznie pozdrawiam i życzę zarówno Tobie jak i Twojej przezacnej Rodzinie zdrowych, przepełnionych miłością jaką promieniuje Dzieciątko Boże z betlejemskiego żłóbka - Świąt Bożego Narodzenia. W nadchodzącym Nowym 2022 Roku samych szczęśliwych dni i kolejnych owocnych twórczych natchnień.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo EkspresJaroslawski.pl




Reklama
Wróć do