
Rozmowa z Przemysławem Branasem, pochodzącym z Jarosławia artystą-performerem o jego pracach, związkach z rodzinnym miastem i inspiracjach, które stąd czerpie.
Ukończyłeś studia na Wydziale Intermediów Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Swoje prace wystawiasz w galeriach w Polsce i na świecie. Ale jak mówisz, pracujesz głównie w Jarosławiu.
– Tak, po skończeniu magisterki wróciłem do Jarosławia. Przez to, że dużo podróżuję, to miejsce jest taką moją bazą wypadową. Zrzucam jedne rzeczy, przywożę drugie, zabieram kolejne. Staram się być w Jarosławiu najdłużej jak to jest możliwe. W praktyce wychodzi tak, że jestem tu około czterech miesięcy w ciągu roku. Jest to jedyne właściwie moje miejsce wypadowe, w którym mam książki, swoje rzeczy i przedmioty do pracy. Dla mnie dużo bardziej inspirująca jest praca w Jarosławiu, czerpanie inspiracji stąd. Dlaczego? Dlatego, że tutaj wszystko sobie można rzetelnie w głowie ułożyć i bardzo spokojnie pracować.
Jaki rodzaj sztuki uprawiasz?
– Łatkę, jaką mi się przypisuje to jest artysta-performer. Zajmuję się performancem, czyli takim rodzajem żywej sztuki, która polega na wspólnym byciu z publicznością. Na przygotowywaniu pracy przy publiczności albo wraz z publicznością. Te prace często mają charakter efemeryczny, ulotny. Interesuje mnie też miraż pomiędzy tym co opisałem a tworzeniem obiektów. Obiekty, które robię, rzeźby, fizyczne prace czy fotografie, są wynikiem działań związanych właśnie z performancem.
Które mają miejsce w Jarosławiu?
– Tak, na przykład „Hiena”, którą do końca października można oglądać w Galerii Labirynt w Lublinie na mocno politycznej wystawie Communis-renegocjacje wspólnoty. To jest praca, która powstała w Jarosławiu i jest ściśle związana z tym miastem. Nazywam tę pracę dokumentacją performance’u, który trwał 10 miesięcy niemal dzień w dzień. Jest to rezultat mojego chodzenia na cmentarz, zbierania ze śmietników wypalonych zniczy z woskiem i stearyną, następnie przetapiania tego w domu i wlewania przetopionego wosku w taką bryłę, konstrukcję drewnianą na wzór trumny z XIX wieku. Pomimo tego, że w tej pracy nigdzie nie ma wizualnej reprezentacji Jarosławia to to, co mnie interesuje w tym mieście najbardziej to jest coś czego ja nie muszę do końca pokazywać w swoich pracach wizualnie.
Brałeś też udział w tegorocznym projekcie „Sprawna ręka”, którego jednym z celów było przypomnienie znanego na świecie artysty pochodzącego z Jarosławia, o którym kompletnie zapomniano.
– „Sprawna Ręka” jest interesującym projektem w kilku aspektach. Między innymi w takim, że Mosche Kupferman, bo o niego chodzi, to jest jednak uznany artysta na świecie a nieznany totalnie w Jarosławiu. Takich przykładów jest pewnie więcej i w historii tego miasta i z resztą wszystkich innych małych miast. W takich miastach jak Jarosław nie ma tak dużych instytucji kultury, które mogłyby się dogrzebywać do postaci, które w nich żyły i były dla nich znaczące. I nagle okazuje się, że musi to zrobić ktoś z zewnątrz. Tak się często dzieje. I tu przykładem jest Marek Chlanda, artysta, który znał się z Moschem Kupfermanem i Ewa Łączyńska-Widz, dyrektorka BWA w Tarnowie. Moja rola w projekcie sprowadziła się do tego, że przeprowadziłem warsztaty z młodzieżą w Zespole Szkół Plastycznych, z którą z resztą w przyszłości coś bym jeszcze chciał zrobić.
Dobrze by było, gdyby na przykład w takim liceum też mówiono o takim artyście. Często się mówi o bohaterach czy artystach, którzy już nie żyją a którzy są tacy bardzo jasno określeni, że to byli Polacy. On niestety miał ten problem, że był żydem i musiał po prostu stąd uciec. Jego historia została zapomniana przez to, że był żydem, nie przez nic innego. Wskrzeszenie jego pamięci, a przede wszystkim pamięci o nim jako artysty jarosławianina jest bardzo istotne.
W ramach przywracania pamięci o Mosche Kupfermanie na kamienicy, w której mieszkał zainstalowano tablicę pamiątkową projektu artystki, absolwentki liceum plastycznego Kai Gliwy. Gdy była odsłaniana pod koniec sierpnia nie było cię w Jarosławiu. Dlaczego?
– Byłem wtedy na granicy turecko-syryjskiej. Realizowałem projekt, który do 9 października w ramach Pekao Project Room, inicjatywy dla młodych artystów, był pokazywany w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie. Kuratorem mojej wystawy jest Wojciech Szymański. Dotyczy życia generała Bema, polskiego bohatera, ale też bohatera Turcji i Węgier, o skomplikowanej historii. Pod koniec życia Bem przeszedł na islam. Zmarł w Aleppo na malarię. W 1929 roku jego ciało zostało ekshumowane z cmentarza w Aleppo i następnie pociągiem przewiezione do Tarnowa, do specjalnie dla niego przygotowanego mauzoleum projektu Adolfa Szyszko-Bohusza, gdzie został pochowany, ale nie ułożony w ziemi. Idea projektu polegała na powtórzeniu tej trasy tylko w odwrotnym kierunku. Ja ruszyłem pociągiem z Tarnowa i zamierzałem dojechać do Aleppo. Niestety nie udało mi się, ponieważ w tamtych dniach została tam odpalona bomba. Chciałem dojechać do cmentarza, na którym Bem był pochowany i ekshumowany. Dla mnie symbolicznie tym cmentarzem już jest cała Syria i tamten rejon.
Rozmawiał
Szczepan MAZIAREK
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie