Reklama

„Stanisław” - piękna opowieść o niezwykłym człowieku w niepowtarzalnym mieście

„Stanisława” czyta się jak przemyskie „Sklepy cynamonowe”. To naprawdę świetnie napisana proza artystyczna, opowieść nie tylko o nieszablonowym wujku, ale przede wszystkim o mieście wakacji zapamiętanym z dzieciństwa. I do tego książka jest mistrzowsko zilustrowana.

Z pewnością wielu Czytelników (nie tylko z Przemyśla, nie tylko z Podkarpacia) pamięta Stanisława Marko. Ten niezwykły, pełen energii, niepełnosprawny mężczyzna był wulkanem pomysłów i energii. A najbardziej zasłynął swoim samotnym spływem z Przemyśla do Gdańska na tratwie z plastikowych butelek, którą sam wykonał. Pan Stanisław chciał w ten sposób, w 1998 roku uczcić 20. rocznicę pontyfikatu Jana Pawła II. Rejs relacjonowały wówczas podkarpackie media, powstał też dziennik z pokładu tratwy. Podróż przerwał zawał serca, który dopadł Stanisława Marko w Warszawie. Był potem przez wiele lat jednym z najbardziej rozpoznawalnych mieszkańców Przemyśla. Pomimo niepełnosprawności był bardzo aktywny, brał udział w zabawach typu „zjazd i spływ na byle czym”, był członkiem Przemyskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Dobrego Wojaka Szwejka i często chodził w mundurze CK Armii, był zapalonym szachistą, miał setki oryginalnych pomysłów. Zmarł w 2010 roku. 

Stanisław Marko (fot.. Hubert Lewkowicz, archiwum)
Po niemal 15 latach od śmierci pana Stanisława z ogromną przyjemnością przeczytałem, a właściwie pochłonąłem książeczkę „Stanisław”, która wyszła spod pióra Wojciecha Grabowskiego. Chciałbym od razu napisać – świetnego pióra, ale o tym za chwilę. Wojciech Grabowski to absolwent Instytutu Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie i Studium Scenariuszowego Szkoły Filmowej w Łodzi. Jest rysownikiem, autorem filmów i psiarzem. A pan Stanisław był jego wujkiem. 
Książeczka „Stanisław” to naprawdę kawałek doskonalej prozy artystycznej. Opowieść o wujku jest pretekstem do tego, by Wojciech Grabowski dał Czytelnikom niepowtarzalne, malowane słowem  obrazy miasta. Na przykład taki:


W Przemyślu wszystko jest monumentalne i małe jednocześnie. Człowiek pojawia się i znika między potężnymi fasadami kościołów, niesie drzwiczki. Bardzo niewielkie. On też jest mikrej postury. Ale może to nieprawda. Może zmniejszają go (i drzwiczki też) te wielkie, skomplikowane fasady. Ale zaraz wyrastają jak z podziemi znajomi, wyrastają spomiędzy domów i kościołów, trzeba co chwilę się zatrzymywać i rozmawiać. A ci spotkani rosną, rosną, zwiększają się, jakby na skutek wzmożonej gestykulacji. Rozmawiają o tych drzwiach? Zapewne, bo ten niosący coś tłumaczy, pokazując często na nie. 

Wojciech Grabowski (fot. Przemyska Biblioteka Publiczna)
– Poprzez postać Stanisława i miejsce, w którym żył – chcę Wam pokazać cudowność świata. Nic więcej. A miejsce jest absolutnie wyjątkowe. To Przemyśl – miasto zawijasów, zagraconych podwórek, stromych uliczek i barokowych kościołów ustawionych jeden przy drugim – deklaruje Wojciech Grabowski.

Stanisław Marko był również zapalonym szachistą (fot. Hubert Lewkowicz, archiwum)

Czytając „Stanisława”, miałem jedno skojarzenie – ze „Sklepami cynamonowymi” Brunona Schulza. Piękne artystyczne obrazowanie Przemyśla widzianego oczami dziecka, które wakacje spędza w tym urokliwym mieście. I patrzy przez pryzmat własnej wyobraźni:


Tajemnica piwnicy polegała na tym, że tylko pozornie znajdowała się na parterze. Gdy wyjdziesz z tej lodowni, zaraz masz przed sobą te wielkie drzwi wejściowe z bulajami. Wychodzisz na zewnątrz i co widzisz? Nic nie widzisz, tak jest ciemno. Tuż przed nosem potężne wzniesienie, a pod nogami papierówki, które opadły z dzikiej jabłoni i potoczyły się po stromiźnie. Kamienicę wybudowano głęboko w dole. Gdy wzrok przyzwyczai się już do tej wiecznej ciemności, widzisz skarpę z gąszczem po lewej (taką prawie pionową dżunglę), a na wprost ciebie ktoś cię łagodnie uśmiecha. To Matka Boska w niszy. Jak się wyraźnie uśmiecha, to będzie bardzo dobry dzień. Jak mniej wyraźnie, to mogą być jakieś kłopoty. Ale niegroźne, bo tak czy siak, ona cię chroni, podobnie jak banda staruszek - przyjaciółek Babci. Piwnica jest tak naprawdę GŁĘBOKO pod ziemią. Wróć na chwilę za drzwi z bulajami, a zrozumiesz, że kamienica przy Reja to jakby batyskaf do podróży w głąb Ziemi. Ale tylko z jednej strony.

W tym mieście, w którym chłopak spędza wakacje, żyje też Stanisław: „Wujek Stanisław był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Sama myśl, żeby być choć trochę do niego podobnym – uszczęśliwiała”. 
I jeszcze jeden piękny fragment, który łączy w sobie wspomnienie wujka Stanisława i ten niezwykły opis Przemyśla:


Ulicami spływało śnieżne błoto, rzeka już ruszyła i niosła wielkie kawały kry. W powietrzu czuło się zapach wiosny. Stanisław wychodził z garażu. Stał chwilę nieruchomo, poruszając tylko wielkimi nozdrzami. Był jak bohater Starego człowieka i morza - ale w lekkiej karykaturze.
To ma głębszy sens, bo Przemyśl to karykatura wielkiego miasta, San to karykatura wielkiej wody, a trawa zbudowana na popiołowych butelkach była karykaturą trawy, dajmy na to, Heraklita. Galicyjskość jest w ogóle karykaturą Europy: te gumki-recepturki na każdym kroku, aptekarskie klimaty. Sznurki na pranie ciągnące przez matkę w każdym zasiedlonym pomieszczeniu. A Stanisław był połączeniem galicyjskiej zaściankowości i swobodnym oddechem światowca, który może wszystko, bo jest kowalem swojego losu.

I taki jest „Stanisław”. Ten trochę oniryczny opis miasta przeplata się z opisem pomysłów wujka Stanisława i przeżyciami dziecka, które to wszystko zapamiętało. Proza jest wzbogacona  rysunkami, które wykonał sam autor. Przyznać trzeba, że same rysunki to oddzielna opowieść artystyczna. Niedawno zresztą, nakładem Przemyskiej Biblioteki Publicznej im. Ignacego Krasickiego” ukazała się teka „Rysunki z Przemyśla” autorstwa właśnie Wojciecha Grabowskiego. To piętnaście rysunków, które przywołują miejsca i postaci zapisane w pamięci autora. Promocja tego wydawnictwa odbyła się w marcu i zgromadziła wiele osób w sali przemyskiej biblioteki. „Stanisław” to dalsza część tej opowieści. 

Rysunki Wojciecha Grabowskiego na wystawie przemyskiej bibliotece(Fot. Przemyska Biblioteka Publiczna)

Połączenie rysunków ze świetną literaturą tylko utwierdza mnie, że skojarzenie ze „Sklepami cynamonowymi” było jak najbardziej trafne. „Stanisław” to pozycja godna ze wszech miar polecenia. Napiszę więcej, dawno tak ciekawej literatury nie czytałem! Książeczkę można nabyć na stronie Wydawnictwa Książkowego Carpathia, które ją wydało, można też szukać w przemyskich księgarnia. 


Hubert Lewkowicz 


 

Aktualizacja: 23/05/2025 08:39
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo EkspresJaroslawski.pl




Reklama
Wróć do