
Raz w tygodniu panie zrzeszone w Kole Gospodyń Wiejskich „Szulanki” w Szówsku zbierają się w Domu Kultury, by przygotowywać gorące posiłki dla uchodźców.
- Pod koniec lutego cały świat wstrzymał oddech, a wszystkie oczy zwrócone zostały w kierunku Ukrainy. Rozpoczęła się wojna. Ukraińcy, a zwłaszcza Ukrainki z dziećmi, chcąc ochronić swoje rodziny, zaczęli masowo uciekać przed rosyjską agresją. Na przejściach granicznych Polacy rozpoczęli heroiczną pomoc potrzebującym. Postanowiłyśmy dołączyć do tego grona tysięcy wolontariuszy oraz służb zaangażowanych w pomoc uchodźcom – mówią panie z Koła Gospodyń Wiejskich „Szulanki” z Szówska.
Już 28 lutego, cztery dni po wybuchu wojny, gdy pierwsi uchodźcy zaczęli przekraczać granice, panie zabrały się do gotowania. I tak spotykają się raz w tygodniu, by ugotować zupę czy ulepić pierogi i gorące potrawy dostarczyć do punktów recepcyjnych dla uchodźców w Korczowej lub w Przemyślu.
Panie podkreślają, że są wdzięczne wielu osobom, bez których ta pomoc nie byłaby możliwa w takim zakresie, w jakim ją świadczą.
Ich akcję wspierają strażacy ochotnicy z OSP KSRG Szówsko, radni oraz sołtys. Do wspólnej pomocy dołączył również proboszcz parafii w Szówsku ks. Andrzej Więcek, który przekazał niemałe pieniężne na zakup potrzebnych produktów. Wspomaga ich także wójt gminy Wiązownica Krzysztof Strent.
Przy takim wsparciu paniom nie brakuje uśmiechu, energii, a przede wszystkim wielkiego serca. A ugotowane posiłki przekazują strażakom ochotnikom z Szówska, którzy przewożą je do punktów recepcyjnych. By posiłki dotarły do uchodźców gorące, potrzebne były odpowiednich rozmiarów termosy. Z pomocą przyszli prywatni sponsorzy, którzy zakupili dwa termosy gastronomiczne.
- Dziękujemy wszystkim, którzy pospieszyli nam z pomocą, a za naszym pośrednictwem pomogli potrzebującym, których okrucieństwo wojny zmusiło do opuszczenia swoich domów – podkreślają.
Ekz
FOT. Ewa Kłak-Zarzecka
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie