Nie ukrywam, że na pierwszym miejscu będzie służba zdrowia. Wiemy jak ona obecnie funkcjonuje, jakie są braki, jakie są kolejki do lekarzy, jak długo pacjenci czekają. Uważam, że jest gorzej niż było. Listy oczekujących miały się skrócić. Niestety, są coraz dłuższe. (...) Reforma służby zdrowia jest bardzo trudnym tematem, ale trzeba się z nią zmierzyć - o tym dlaczego kandyduje i z czym chciałby się zmierzyć po ewentualnej wygranej, rozmawiamy z doktorem Włodzimierzem Bodnarem, pulmonologiem i pediatrą z Przemyśla, który zdecydował się powalczyć o miejsce w Senacie z listy Bezpartyjni Samorządowcy.

Na zdjęciu (od lewej: Paweł Frankiewicz, Włodzimierz Bodnar, Marek Woch oraz Tomasz Legeny.
Panie doktorze, dlaczego zdecydował się Pan na kandydowanie do Senatu RP?
- Wielu moich pacjentów i znajomych pytało mnie, czy będę brał czynny udział w życiu politycznym. Miałem takie zamiary, aczkolwiek nad startem do Senatu zastanawiałem się ponad dwa miesiące. I w końcu się zdecydowałem. Namówił mnie Paweł Frankiewicz, osoba znana w powiecie jarosławskim. Dziękuję mu za to. Odważyłem się na ten start, bo pomyślałem, że jeśli nie teraz, to kiedy.
Z jakimi planami powalczy Pan o mandat senatora?
- Nie ukrywam, że na pierwszym miejscu będzie służba zdrowia. Wiemy jak ona obecnie funkcjonuje, jakie są braki, jakie są kolejki do lekarzy, jak długo pacjenci czekają. Uważam, że jest gorzej niż było. Listy oczekujących miały się skrócić. Niestety, są coraz dłuższe. Wszystko przestało się sprawdzać. Reforma służby zdrowia jest bardzo trudnym tematem, ale trzeba się z nią zmierzyć, zaczynając przede wszystkim od zmiany dostępu młodych lekarzy rezydentów do kształcenia i wyrozumiałości starszych kolegów, a także wielu innych rzeczy.
Obecnie rządząca partia twierdzi, że podjęła wiele działań w celu polepszenia służby zdrowia. Jak to wygląda z punktu widzenia Pana jako praktyka, który zarówno leczy ludzi, jak i prowadzi placówkę medyczną?
- Młodych lekarzy straszy się przepisami prawa, karami, przepisami RODO, wszechobecną biurokracją. Doszliśmy do absurdów, nie można nawet wymienić nazwiska pacjenta. Te przepisy trzeba przejrzeć. Wiem, że były próby, niektóre nawet z pozytywnym skutkiem, ale pacjent jest wciąż zagubiony, a kolejki u specjalistów są tak długie, że pomoc nie jest udzielana na czas.
Chce się Pan skupić na służbie zdrowia, ale funkcja senatora wymaga zajmowania się też innymi sprawami, choćby polityką zagraniczną.
- Oczywiście, jest wiele interesujących tematów. Przede wszystkim to rozwój infrastruktury kolejowej. Uważam, że jest to w dzisiejszych czasach konieczność, bo nasze drogi są w tej chwili niewydolne. Mądra polityka i rozwój kontaktów i handlu z Azją Środkową wymagają szczególnej troski o rozwój infrastruktury bocznic i stacji przeładunkowych. Nasz region powinien z tego korzystać w pierwszej kolejności.
Dlaczego zdecydował się pan na start z listy Bezpartyjnych Samorządowców? Były propozycje z innych komitetów?
- Były rozmowy z innymi ugrupowaniami. Cieszę się jednak, że startuję całkowicie nieobciążony w żaden sposób. Mogę przekierować swoją osobowość na politykę, będąc całkowicie niezależnym. W czasie COVID-u udowodniłem, że można inaczej myśleć i postępować. Uważam, że w każdej sytuacji należy się kierować rozsądkiem i zrozumieniem, a nie przesłankami, które nie mają żadnego uzasadnienia.
Nasi Czytelnicy z pewnością pamiętają okres COVID-u, w czasie którego Pan, jako jeden z nielicznych lekarzy, zdecydował się na swój własny sposób walki z tą chorobą. Warto było tak iść pod prąd?
- Warto było. Wiem, że dzięki temu wiele osób w Polsce żyje i są one całkowicie zdrowe. Gdyby chciano leczyć, nie trzeba by było żadnych badań. Trzeba było wysłać komisję do przychodni lekarskiej „Optima” w Przemyślu i zobaczyć, że jakimś cudem jest otwarta, nie boi się leczyć i przyjeżdżają tu pacjenci z całej Polski. Nie było nic do ukrycia. Mieliśmy tu między 30 a 40 lekarzy z Polski, którzy przyjechali i widzieli, jak leczę. Była też jedna lekarka z Niemiec. Oni widzieli stan pacjentów i efekty leczenia.
Gdyby rzeczywiście chciano przebadać amantadynę, tak jak proponował to zrobić doktor Pakulski ze Szczecina, byłoby to badanie, które obiektywnie stwierdziłoby, czy to działa. Przebadanie kilku tysięcy pacjentów pozwoliłoby na to. Do tego nieszczęsnego badania w Katowicach zrekrutowano 150 pacjentów w ciągu prawie dwóch lat. Nawet pan profesor Flisiak, mój przeciwnik, stwierdził, że jest to grupa zbyt mała, żeby wyciągnąć winsoki z tego badania, które niczego nie wnosi i w naukowym życiu nie liczy się w jakikolwiek sposób. To badanie nie powinno być podstawą do decyzji wydanej przeciwko mojej przychodni. Jak można przeprowadzić badanie w taki sposób, by w 20 klinikach nie zrekrutować 500 pacjentów? Nie powinno dojść do tego, co wydarzyło się w Polsce. Uważam, że do tego tematu trzeba wrócić w postępowaniu prokuratorskim.
Przypomnijmy, że Pana przychodnia w czasie COVID-u nie była zamknięta.
- Wiele osób, które u nas pracują, chorowało. Nikt nie umarł, nikt nie ma powikłań. Udało się ich wyleczyć, nikt się nie bał. Nam się przeszkadza leczyć, narzuca się odgórne procedury. Przecież to lekarz odpowiada za pacjenta, to lekarz widzi efekty leczenia i lekarz może ocenić stan pacjenta, za który odpowiada. A nie biurokrata za biurkiem, który wydaje nowe rozporządzenia i wydaje decyzje, które niczemu nie służą.
Wspomniał Pan przed chwilą o postępowaniu prokuratorskim. Czy jakieś inne rzeczy, które wydarzyły się w czasie COVID-u, znajdą się w kręgu Pana zainteresowań, jeśli dostanie się Pan już do krajowej polityki?
- Powinniśmy mieć rzetelne informacje w chorobie. Po drugie, nie może być nagonki medialnej, straszenia pacjentów i decyzji, które niczemu nie służą. W radach medycznych powinni być fachowcy. W czasie COVID-u byli tam prawie sami zakaźnicy, prawie nie było pulmonologów, alergologów i innych lekarzy. Decyzje powinny być rzetelne, oparte na nauce, a nie wyrywkowe, bo komuś się tak podoba.
Dzisiaj postąpiłby Pan tak samo jak wtedy, gdyby sytuacja się powtórzyła?
- Uważam, że było warto w każdym względzie. Mam bardzo wielu wdzięcznych pacjentów i mam nadzieję, że może się to przełożyć na obecne wybory, za co to ja byłbym wdzięczny. W dalszym ciągu chcę pracować dla ludzi i z myślą o ludziach. W każdej dziedzinie.
A dlaczego Senat, a nie Sejm? Nie kusiło Pana, by powalczyć o mandat poselski?
- W Senacie jest minimalnie mniej obowiązków. Będzie można pogodzić medycynę z funkcją senatora i mieć wpływ na to, co się dzieje w kraju. W Sejmie byłoby to chyba niemożliwe. Żeby dobrze pełnić mandat poselski, trzeba się w pełni zaangażować i być posłem pomocnym dla kraju. Lubię pracować, praca jest moją pasją, ona daje mi przyjemność. Praca nigdy mnie nie męczy. Mogę być fizycznie zmęczony, ale psychicznie nie. Od wielu lat nie robię niczego, czego nie lubię. Inne czynności, na przykład księgowe, wykonują za mnie inni.
Czyli pacjenci nie muszą się martwić, że Pan porzuci leczenie, jeśli dostanie się Pan do Senatu?
- Mam sporą przychodnię, która bardzo ładnie się rozwija i warto ją nadzorować. Jestem przekonany, że pacjenci są zadowoleni. Szkoda by mi było to zostawić.
Polska scena polityczna jest spolaryzowana, mamy ciągłą walkę PiS-u i Platformy Obywatelskiej. Nie boi się Pan, że partyjne szyldy mogą spowodować, że będzie ciężko dostać się do Senatu?
- Zawsze jest ryzyko, że mogę się nie dostać, aczkolwiek chcę spróbować. Wspomniał Pan o walce między Platformą a PiS-em. Mnie nie przeszkadza przynależność partyjna człowieka, jeśli on będzie rzetelny, uczciwy i będzie pracował dla kraju. Liczy się profesjonalizm. Nie powinno być tak, że zmiana rządu powoduje zmiany na wszystkich kluczowych stanowiskach w urzędach. Tak nie powinno być, bo dochodzimy do absurdu. Każdy powinien mieć prawo do swoich poglądów, przekonań politycznych, swojej wiary, ale w pracy ma się wykazać. I z tego chciałbym rozliczać.
To ludzie głosują, nie partia. Ile osób z Podkarpacia, z Polski wyjechało w ostatnim dziesięcioleciu za pracą, za lepszym bytem? Niestety, ten byt nam się nie poprawia. Zostajemy sami, ze starszym społeczeństwem w Przemyślu, Jarosławiu, Lubaczowie, Przeworsku, Sieniawie, Ustrzykach, Sanoku czy Lesku. To są miasta, które nam umierają. W tych miastach niewiele się dzieje. Tak nie powinno być. Ściana wschodnia ma piękną przyrodę i kulturę. Powinniśmy to rozwijać. To jest moje credo, moje przesłanie i o to będę walczył.
Dlaczego 15 października nasi Czytelnicy mieliby oddać głos na Pana i na kandydatów Bezapelacyjnych Samorządowców do Sejmu?
- To są ludzie, którzy mają doświadczenie, pomysł i potrafią go zrealizować. U władzy powinny się znaleźć osoby, które potrafią zarządzać ludźmi i sprawdzili się w przedsiębiorstwach. Rząd powinni zasilić ludzie, którzy sprawdzili się w społeczeństwie, żeby zarządzanie było sprawne, polegające na swoim doświadczeniu, by można przełożyć to doświadczenie na rządzenie krajem. Myślę, że wśród takich osób jestem ja i pan Paweł Frankiewicz. Będę się starał wszystko robić najlepiej, jak potrafię. Wiem, że wielu kandydatów tak mówiło, ale ja mogę obiecać, że zrobię wszystko, co w mojej mocy.
Dziękuję za rozmowę.
Hubert LEWKOWICZ
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Za tą pracę która doktor włożył w ratowanie ludzi gdzie rząd miał na to wywalone a lekarze szury gnębili doktora, za tą odwagę i zachowanie się jak należy, za to wszystko pójdę i na doktora zagłosuję choć miałem nie iść bo sami indolenci jak zwykle będą startować do żłoba. Za ten ogrom pracy i poświęcenie ludzie do końca życia nie zapomną. Nie ważne co kto myśli, ważne że doktor zachował się jak prawdziwy lekarz a przede wszystkim jak człowiek
Zajmij się chłopie tym co potrafisz robić, do czego potrzebna ci polityka? Świata nie zbawisz, Polski nie naprawisz ,to stajnia Augiasza.
Namówił mnie Pan Paweł Frankiewicz... Faktycznie znany w powiecie jarosławskim. Osobiście nie znam Pana Pawła, ale znam jego ojca ...i mam nadzieję, że syn jest inny. Chociaż skoro od dawna kuszą go stołki; a to wójta, a to w szerszej polityce. Przykre, że tak zacny i znany doktor daje się namawiać takim ludziom. Zgadzam się z autorem wcześniejszego wpisu; doktorze rób to co do tej pory umiesz - robisz - świadczysz najlepiej. Zostaw to polityczne bagno - bo do tego przez osiem ostatnich lat doprowadzili rządzący - polityke wyprowadzili z salonów do... resztę niech sobie każdy dopowie sam wg uznania.
Ktoś się boi o stołek, że nie będzie koryta? I wypuścił psy, żeby ujadały na nowego kandydata! Właśnie takich ludzi trzeba w polskim parlamencie, którzy cos w życiu osiągnęli, wykształconych, z zasobnym portfelem, którzy nie idą się dorabiać i załatwiać swoje sprawy za publiczne pieniądze.
LEKARZ POWINIEN LECZYĆ A POLITYK POLITEKIEROWAĆ I DBAĆ O STOŁEK
Jakoś lekarze,zbytnio nie sprawdzają się w polityce.Na przykład Tomasz Grodzki,Władysław Kosiniak-Kamysz czy Ewa Kopacz.
Wyrazy szacunku za wskrzeszenie w świadomości społecznej starego i bardzo skutecznego leku przeciwirusowego jakim jest Viregyt K - niezłomny Lekarzu. Z pewnością immunitet poselski zamknie pyski i ograniczy arogancję zorganizowanej grupie przestępczej spod szyldu "BigPharma", która Cię gnębi za wspomniany fakt. Dzieląc się wiedzą medyczną dot. Viregytu K ocaliłeś wielu ludzi przed "dostaniem się" w szpony ludobójców w kitlach, którzy osoby w początkowym stadium zapalenia płuc, były "leczone"... respiratorem, a w tym czasie kiedy je "leczono" respiratorem ich rodzin pilnowała milicja, aby przypadkiem nie zakłócili procesu "leczenia". Powodzenia.