Reklama

Ratownik odebrał poród w karetce w drodze do szpitala

Agnieszka Capik opowiada, że obudziły ją skurcze. To był jeszcze czas na poród, bo data wyznaczona była na 19 maja. Była zaskoczona, zadzwoniła po pogotowie. Ekipa ratunkowa przyjechała szybko, bo karetka stacjonuje w Pruchniku. A stąd do Węgierki już niedaleko. Hubert Tomasz nie czekał na szpitalne wygody, przyszedł na świat w karetce, w drodze pomiędzy Węgierką a Jarosławiem, dokładnie w Widnej Górze. Cały tekst w papierowym wydaniu ekspresu.

Ratownicy dziś czują emocje tych chwil, które przeżyli ze środy na czwartek (10/11 maja). Otrzymali zgłoszenie o godzinie 1.32 z Węgierki w gminie Roźwienica, o 1.34 wyjechali. – Zadzwoniła kobieta, poinformowała nas, że ma skurcze. Przyjechaliśmy na miejsce, pani miała bóle porodowe. Dowiedzieliśmy się, która ciąża, który poród i jak najszybciej przetransportowaliśmy pacjentkę do karetki. Została ułożona na noszach na lewym boku, podaliśmy jej tlen. Od razu włączyłem stoper, by mierzyć jak długo skurcz trwa i jak często się pojawia. I bardzo szybko wyszło, że to są bóle porodowe, które świadczą, że w każdej chwili dziecko może się urodzić – mówi ratownik Tomasz Pelc. Jego kolega, który akurat zasiadał za kierownicą, ratownik Jacek Haloszka powiadomił zespół porodowy, by czekał na rodzącą w Centrum Opieki Medycznej w Jarosławiu.

Ocenili na 10 w skali Apgar

Jak opowiada, jechał najszybciej, jak tylko mógł. Uważał na zakrętach, by nie wydarzyło się nic złego. – Chcieliśmy, by dziecko urodziło się w szpitalu. Tam są odpowiednie warunki, inny dostęp do aparatury, inne możliwości, inne światło. W karetce mam tylko dostęp do rodzącej z jednej strony. Pani Agnieszka wykonywała wszystkie polecenia. Była na tyle opanowana, że bardzo dobrze współpracowała. W pewnym momencie mówi, że czuje, że rodzi. I wówczas pokazała się główka, zmieniłem rodzącej pozycję na plecy i rozpoczęliśmy poród. Jak już urodziła się główka, lekko pomogłem górnemu barkowi się urodzić, a potem dziecko urodziło się bardzo ładnie. Był to duży chłopczyk, prawie cztery kilo – opowiada zadowolony pan Tomasz. – Sprowokowałem je do oddychania. Bardzo szybko podjęło czynności oddechowe, zaraz zapłakało, okryłem go jednorazowym kocykiem z zestawu porodowego i położyłem mamie na piersi, by ogrzała go swoim ciałem – mówi. Pan Jacek Haloszka dodaje, że ocenili maluszka na dziesięć w skali Apgar. – Tak samo oceniły położne w szpitalu – śmieje się.

To nie pierwszy poród

Ratownicy są przygotowani na rożne akcje, również na nieprzewidziane, przyspieszone porody. Wożą ze sobą zestaw porodowy, a w nim jednorazowy kocyk, klemy, nawet pieluszki. – Po ostatnim porodzie szefowa kupiła nam kocyk dziecięcy. Okryłem nim maluszka. I tak dojechaliśmy do szpitala. Zespół porodowy już na nas czekał. Dzieckiem zajął się zespół noworodkowy, zespół położniczy zajął się mamą. Mama była w bardzo dobrej kondycji – opowiada ratownik. – Jestem wdzięczna ratownikom. Pan Tomek był tak opanowany. Wszystko wykonywał ze spokojem. Nie bałam się przy nim, mimo że ni jest położnikiem, ani ginekologiem. Jest wzorowym ratownikiem. Rzadko się takich spotyka – mówi pani Agnieszka Capik.

To nie pierwszy poród odebrany przez pana Tomasza. Już wcześniej odbierał poród w karetce i w domu. Tu dodatkowo śnieg utrudniał dojazd do domu rodzącej, a duży mróz przetransportowanie matki i dziecka po porodzie do karetki. – Oprócz tego byłem przy porodach swoich dzieci. Ale tu emocje są inne. W pracy człowiek musi trzymać emocje na uwięzi. Nie można pokazać rodzącej, że człowiek się denerwuje. Trzeba okazać spokój i opanowanie – podkreśla. Pan Jacek, który kierował samochodem, śmiej się, że emocje w takich sytuacjach sięgają zenitu, ale nie trzeba im ulegać. Trzeba robić swoje i dbać o bezpieczeństwa matki i dziecka, które nie chce czekać na szpitalne wygody.

Ewa KŁAK-ZARZECKA

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo EkspresJaroslawski.pl




Reklama
Wróć do